waw75 waw75
1656
BLOG

Władza przegrała z kibicami

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 18

 Jednym z najważniejszych punktów w kampanii wizerunkowej rządu jest od lat tzw „walka z kibolami”. Ta aksjomatycznie słuszna krucjata miała być ostatecznym potwierdzeniem słuszności linii politycznej, jednym z ważnych filarów naprawy państwa i „skoku cywilizacyjnego” – wręcz misją przesunięcia środka społecznej tożsamości w stronę cywilizowanego państwa. Społeczeństwo „torpedowano” więc migawkami z kibolskich zadym – po czym na mównicę wychodził premier Tusk i groźnie marszcząc brwi deklarował że agresji i chamstwa tolerował nie będzie.

 

Owym „kibolom” – ku ich kompletnemu zdziwieniu - zaczęto jednocześnie przykładać emblemat PiS-u, a każdy uliczny wybryk przedstawiano – mniej lub bardziej bezpośrednio jako zadyma „zwolenników Jarosława Kaczyńskiego”. Żelaznym dowodem na polityczne koneksje miało być oświadczenie senatora Romaszewskiego i posłanki Kempy, że w sprawie aresztowania Piotra Staruchowicza zostały złamane zasady poszanowania praw człowieka. Co prawda dokładnie te same zarzuty stawiała Helsińska Fundacja Praw Człowieka ale „to się wycięło”z pasków bo nie pasowało do politycznej narracji. Paradoksalnie nikt też nie pytał o sens zarzutów o to że PiS wspiera „kiboli ”, w sytuacji kiedy ta partia w czasie swoich wtedy jeszcze niedawnych rządów  wprowadziła system „Sądów 24-godzinnych” właśnie po to żeby dotkliwie i natychmiastowo karać stadionowych chuliganów.

 

Mamy więc już niemal sześć lat „świętej krucjaty” platformerskiego rządu przeciw „kibolom”. Co się zmieniło? Dokładnie nic. Mamy co kilka tygodni doniesienia że po osiedlach biegają bandziory z maczetami i pałkami. „Ultrasi” wszelkich barw jak „dymili” tak „dymią”. Zakazy stadionowe okazują się fikcją. A dlaczego? – bo żadnej sensownej „wojny z kibolami” nigdy nie było. A to czego byliśmy świadkami przez ostatnie sześć lat było zwykłą propagandową „ściemą”.

 

Przede wszystkim w „misji rządu” zabrakło podstawowej wiedzy i przemyślanego programu. Jedyną drogą do zmarginalizowania stadionowego bandytyzmu jest wspomaganie klubów kibica i promowanie pokojowego, ciekawego kibicowania nie wśród postronnych sympatyków piłki nożnej, którzy robiąc grilla w ogródku, czy popijając piwo ze znajomymi gapią się w telewizor – ale wśród tych którzy z emocjonalnym zaangażowaniem i z szalikami klubowymi przychodzą na stadiony. Tak aby zarówno w oczach społeczeństwa jak i świadomości kibiców wyraziście rozdzielić kibiców od stadionowych chuliganów – którzy zresztą bardzo często są z działaczami klubów kibica mocno skonfliktowani - między innymi za to że owi działacze współpracują w policją właśnie w trosce o spokój na trybunach.

Jedynym właściwie pozytywnym epizodem promocji dobrego kibicowania była kampania „pozytywnego” wspierania reprezentacji Polski podczas Euro2012 – tyle tylko że prowadzona głównie wśród ludzi którzy po zakończeniu mistrzostw już na stadiony nie wrócą bo … nie są kibicami.

Donaldowi Tuskowi i jego specom od wizerunku zabrakło wyobraźni. Scenariusz miał być prosty: wrzucamy wszystkich do jednego „wora” – przy okazji posklejanych migawek telewizyjnych bez ujawnienia kontekstu pokazujemy społeczeństwu publicznego wroga i przy aplauzie widowni pałujemy. Część zastraszymy – np. aresztując 700 kibiców Legii wracających z meczu, część odstraszymy trzymając w areszcie przez 7 miesięcy „Starucha” nie przedstawiając mu żadnych uzasadnionych zarzutów, a część przedstawimy jako „pisiorów” a resztę dopełnią „analizy znawców tematu” typu Ireneusz Krzemiński czy Waldemar Kuczyński. Generalnie „towarzystwo” bez żadnej woli rozwiązania problemu, przy zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej, miało być „spałowane”, zastraszone i wyeliminowane ze społeczeństwa.

I to się Tuskowi nie udało… . Nie wziął bowiem pod uwagę że setki  tysięcy kibiców to nie  „krawatowe” towarzystwo które się ośmieszy w studiu telewizyjnym, napiętnuje w debacie u zaprzyjaźnionej pani redaktor czy pokaże w dramatycznym klipie wyborczym. Nie wziął pod uwagę że kibice funkcjonują w innej przestrzeni retorycznej niż przeciwnicy polityczni z innych partii. Że mogą np. wynająć sobie alternatywny „Tóskobós” i jeździć za nim po całej Polsce, że mogą zakrzyczeć go na plenerowym spotkaniu czy wyśmiać na pokazowym treningu dla mediów. Tusk myślał że jeśli on i jego przyboczni spece od wizerunku nie chodzą na ligowe mecze to kibice także nie przyjdą na jego spotkania czy polityczne eventy. Także (niestety) na cmentarze… - nad czym bardzo ubolewam. W rezultacie wyszlo trochę jak w starym filmie pt: "Zabij mnie glino" - gdy na bijatykę w knajpie przybiegl milicjant w czapeczce i zacząl z calej siły pałować na oślep a kiedy ktos mu "odwinał" to piskliwym glosikiem zacząl wołać: "nie bij! nie bij! za pobicie milicjanta pięć lat!"

Prawda jest dość brutalna – rząd Tuska rozpoczął „pseudokrucjatę” w sprawie o której nie miał pojęcia, a „argument buta i pały” miał mu przysporzyć splendoru - i przegrał ... W efekcie na polskich stadionach nie zmieniło się nic – tyle tylko ze nawet tacy ludzie jak Bartoszewski boją się już pokazać  na publicznej uroczystości. Bo Tuskowi zabrakło wiedzy i wyobraźni że kibice to nie „krawaciarze” z którymi organizuje się „ustawkę” u zaprzyjaźnionego redaktora Lisa albo Moniki Olejnik a za plecami adwersarza siedzi „zaprzyjaźniona” publiczność która wyje i rechocze kiedy adwersarz wyraża swoją myśl. To ludzie którzy przyjdą tez tam gdzie Tusk, Bartoszewski czy Gronkiewicz – Waltz nie schowają się za „kreatywnością” kamery. Przyjdą tez tam gdzie nie wypada.

 

 

  

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka