Jeśli w tej notce znajdą się zbyt mocne słowa to z góry przepraszam, ale muszę zaznaczyć że piszę ten tekst pod wpływem dużych emocji.
Jedną z osób zaangażowanych w oczernienie Nowaczyka przed swoim szefem był zdaniem Nowaczyka inny polski profesor - pracujący w Kanadzie profesor Paweł Artymowicz.
Nie mogłem w to uwierzyć. Zajrzałem więc na blog profesora Artymowicza (YouKnowWho), żeby upewnić się czy to nie jakieś nieporozumienie. Niestety … . Jak się okazało dr. Kazimierz Nowaczyk pisał prawdę – między Artymowiczem a Lakowiczem istniała korespondencja stawiająca Nowaczyka w czarnym świetle przed jego szefem.
Co jednak w tym wszystkim najważniejsze, Artymowicz jako dowód na to, że Nowaczyk i Macierewicz istotnie okłamują opinię publiczną, że prof. Lakowicz i Uniwersytet w Maryland jest zaangażowany w badania Zespołu Parlamentarnego przytacza notkę zamieszczoną w portalu Niezależna.pl. Zapoznanie z ową notką z portalu nic takiego nie potwierdza, jednak Artymowicz informuje, że po ujawnieniu sprawy treść notki z Niezależnej została skorygowana, ale z jej pierwotnym brzmieniem można się zapoznać zaglądając na blog nieocenionego Józefa Monety który we właściwy sobie sposób sporządził z niej „zrzut na pulpit”. Niestety kłopot w tym, że z treści owej pierwotnej treści artykułu również nie wynika żeby prof. Lakowicz i Uniwersytet w Maryland był osobiście zaangażowany z pracę nad wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej. Podano jedynie informację że Macierewicz spotkał się z Lakowiczem - co zresztą sam Lakowicz potwierdza. W efekcie Artymowicz spowodował, że dr. Kazimierz Nowaczyk, zajmujący się prywatnie badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej został bez pracy.
Nie jestem naukowcem, nie znam się na obliczeniach fizycznych ani mechanice. Nie mam o tym bladego pojęcia. Jeśli przyjmuję za pewnik jakieś informacje to opieram się na opiniach ludzi którzy posiadając tytuł naukowy informujący o kompetencjach, wzbudzą moje zaufanie swoją argumentacją i osobowością. Z profesorem Artymowiczem – jako blogerem You Know Who miałem okazję wymienić kilka komentarzy. Nie jest to człowiek istotny w moim życiu, więc rozbieżność zdań nie wywołała we mnie jakiegoś przesadnego wzburzenia. Niemniej jednak odniosłem dość mocne wrażenie że to facet absolutnie niezdolny do wymiany odrębnych zdań w dyskusji. Uderzyły mnie też przede wszystkim nienaturalnie obraźliwe i pogardliwe określenia jakimi obrzucał naukowców którzy stawiają odmienne od niego tezy. Według Artymowicza inni profesorowie i naukowcy prowadzący badania „świadomie dezinformują”, „manipulują”, „kłamią” i „konfabulują”. Naprawdę trudno się oprzeć wrażeniu że ten człowiek mocno odbiega mentalnie od poziomu jaki powinien nadążać za literami tytułu naukowego przed nazwiskiem. Dr inż. Wacław Berczyński (starszy inżynier z ponaddwudziestoletnim stażem jako konstruktor w firmie Boening, konsultant Pentagonu do spraw bezpieczeństwa lotów) dla Artymowicza to: „projektant małych elementów jednego z ich samolotów, nie umie poprawnie policzyć siły nośnej na nieuszkodzonym i uszkodzonym płacie skrzydła, co prowadzi go do kompletnie błędnych wyobrażeń /.../”. Nie wspominając już nawet profesorze Biniendzie który zdaniem wybitnego pilota awionetek – profesora Artymowicza, kompromituje się bo: „nie znając się na lotnictwie ani inżynierii lotniczej, przyjął wielokrotnie za duże grubości blach aluminiowych tupolewa, zwłaszcza w miejscu zderzenia”
Zresztą właściwie można by tak wymieniać jeszcze długo bo dla Artymowicza każdy naukowiec przedstawiający wątpliwości w sprawie oficjalnych przyczyn katastrofy to chłystek nierozumiejący na czym polega wybitna praca naukowa. Już sama „litania” samozachwytu jaką wysmarował Artymowicz na własnym blogu, charakteryzując własną osobę daje dość precyzyjną informację z kim mamy do czynienia.
I oczywiście nad megalomanią i nadmuchanym ego Pawła Artymowicza można by przejść do porządku dziennego – ot, nie on pierwszy i nie ostatni – w środowisku naukowym ambicje i rywalizacja zawsze grały ważną rolę – to po tym jak dr. Kazimierz Nowaczyk, przy współudziale Artymowicza i jego bezczelnych sofizmatów, został zwolniony z pracy sprawa staje się poważna. I nie ma kompletnie żadnego znaczenia czy Artymowicz zgadza się czy też nie z wynikami i metodologią pracy Biniendy, Nowaczyka czy Cieszewskiego. To problem klasy i osobowości.
Za późno być może na pytanie czy szuja może zostać profesorem. Warto jednak zadać pytanie czy można pozwolić profesorowi być szują.
P.S. Panie profesorze Artymowicz – nie dotrze Pan do żadnej uczelni żeby mnie sunęli z pracy do nie jestem pracownikiem naukowym. Nie dotrze Pan do żadnego mojego szefa bo od lat prowadzę swoją firmę. Pracuję na legalnym oprogramowaniu i w urzędzie skarbowym jestem czysty.
http://fizyka-smolenska.salon24.pl/508895,38-jak-dr-nowaczyk-i-szef-zp-wykiwali-prof-lakowicza,2
http://fizyka-smolenska.salon24.pl/545275,43-air-show-smolensk-2013,2
Komentarze
Pokaż komentarze (587)