waw75 waw75
1850
BLOG

Katastrofa budowlana i umundurowani inspektorzy

waw75 waw75 Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Co prawda obecna administracja państwa – niekoniecznie na szczeblu partyjnym – zdążyła nas już przyzwyczaić, że kompetencje ludzi którzy decydują o funkcjonowaniu społeczeństwa ograniczają się dziś do „pseudo-menedżerskiej” nowomowy, umiejętności wyciągania publicznych pieniędzy na swoje premie i odprawy oraz uzależnianiu obywatela od kolejnej pieczątki kolejnego urzędnika. Miałem jednak nadzieję że deklaracje władz w sprawie nowego ulepszonego prawa budowlanego, tym razem nie okażą się kłamstwem. Miałem taką nadzieję ... do wczoraj – czyli do chwili kiedy przeczytałem projekt nowego, podobno ulepszonego prawa budowlanego [1].

 

Nowy „Kodeks Urbanistyczno - Budowlany” jest nieczytelny, zagmatwany i rozbudowany do granic od których akt prawny przestaje mieć już walory funkcjonalne. A w niektórych punktach najprawdopodobniej okaże się też sprzeczny z Konstytucją.  Już sama idea żeby do jednego Kodeksu wrzucić kilka odrębnych ustaw – jak dotychczasowe prawo budowlane, ustawę o planowaniu przestrzennym czy przepisy dotyczące nadzoru budowlanego okazała się kompletną pomyłką. Nie dość wspomnieć że nowy rzekomo uproszczony akt prawny na 99-ciu  stronach zawiera .... 453 artykuły , podczas kiedy dotychczasowe prawo budowlane liczyło 108 artykułów i 80 stron a ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu  przestrzennym 89 artykułów na 39 stronach.

Ale to chyba nie pierwszy w Polsce przykład kiedy stosuje się uproszczenie poprzez skomplikowanie. Autorzy nowego prawa budowlanego deklarują że ich zamierzeniem było ujednolicenie i spięcie w nawias wszystkich aktów prawnych dotyczących inwestycji budowlanej. To trochę jak stworzyć mapę samochodową o formacie 2 na 3 metry tłumacząc, że dzięki temu ujęto na jednej planszy cały świat wraz indeksem miejscowości. Od pewnego momentu po prostu nie będzie się już dało jej odczytać – no chyba że się wysiądzie z samochodu. I mam wrażenie że w przypadku nowego Kodeksu Budowlanego będzie dokładnie tak samo – jego obszerność i zawiłość spowoduje że stanie się on kompletnie bezużyteczny. Zasadnicze więc pytanie – dla kogo właściwie był pisany ten kodeks, bo na pewno nie dla projektantów, urbanistów ani inwestorów, a wyłącznie dla urzędników ministerialnych. Nie mówiąc już nawet o tym że ujęcie w ramach Kodeksu takich kwestii jak struktura kierownicza organów nadzoru budowlanego to po prostu nieporozumienie. Można złośliwie zapytać – a dlaczego nie ujęto zapisów Ustawy Prawo Wodne? – wszak zagadnienia regulowane w rozdziale II „Korzystanie z wód” niejednokrotnie są jednymi z najistotniejszych elementów procesu zatwierdzenia projektu, i realizacji budowy także  w budownictwie lądowym.

 Co ciekawe idea aby wszystkie kwestie dotyczące planowania przestrzennego, wrzucić do jednego aktu prawnego razem z przepisami dotyczącymi realizacji inwestycji budowlanej, została już po roku prac komisji bardzo krytycznie oceniona przez Towarzystwo Urbanistów Polskich. W recenzji założeń nowego kodeksu polscy urbaniści napisali m.in.: „Łączenie kwestii lokalizacyjnych z regulacjami dotyczącymi procesu inwestycyjno – budowlanego jest ze wszech miar niesłuszne”[2]  Dlaczego więc nie wzięto pod uwagę głosu środowiska zawodowego które jest w kraju odpowiedzialne za planowanie przestrzenne? Ktoś wiedział lepiej co należy zrobić? – jakie zatem  posiadał kompetencje w kwestii projektowania urbanistycznego, jakie uprawnienia i doświadczenie?

 Na przestrzeni ostatnich pięciu lat cała procedura administracyjna  uzyskania pozwolenia na budowę, zaczęła przypominać postępującą gangrenę. Rola decyzyjna uprawnionego projektanta została zdegradowana do pozycji grafika i introligatora, a projektu nie składa się już do urzędu po to żeby urzędnik miał informację jaka jest istota rozpatrywanej sprawy ale wyłącznie po to aby mógł odhaczyć dziesiątki idiotycznych punktów opisujących kompletność dokumentacji. Inwestor zaś, który chce postawić dom dla rodziny czy siedzibę swojej firmy to pętak któremu już w progu należy zademonstrować „silne państwo” które może z nim i jego pieniędzmi zrobić bezkarnie co tylko zechce. 

 Mimo to gdzieś z wyżyn ministerialnych docierały słowa otuchy że za drzwiami gabinetów ciężko pracuje „komisja kodyfikacyjna” która lada miesiąc otworzy drzwi i rzuci na stół proste i czytelne prawo budowlane. Prawo które odkorkuje urzędy i skróci absurdalnie długi w Polsce proces inwestycyjny.

Najbardziej elektryzującym hasłem z tych zapowiedzi było oczywiście to, że od tej pory dom jednorodzinny będzie można wybudować jedynie na podstawie zgłoszenia do właściwego urzędu. Obietnic było jednak tak dużo że spodziewane efekty uproszczenia prawa budowlanego zaczęły uchodzić za rewolucję. Ba! – stały się wręcz jednym z kluczowych punktów expose nowej premier i dumą polityków partii rządzącej.

Nowy kodeks budowlany nie uprości ani nie rozwiąże dokładnie żadnego z dotychczasowych problemów, i nie tylko nie usprawni procesu inwestycyjnego ale bez żadnych wątpliwości wprowadzi tak nieprawdopodobny bałagan, że projekty będą w urzędach leżały kilkakrotnie dłużej niż obecnie.

Adekwatną diagnozą choroby procedur administracyjnych w procesie budowlanym jakie skonstruowano w ostatnich latach jest słowo: gangrena. Cały proces powstawania inwestycji składa się bowiem z kilku następujących po sobie i ściśle powiązanych etapów decyzyjnych. I każda ingerencja w jeden z tych etapów musi powodować także korekty na kolejnych poziomach procesu. Każda głupia czy nieprzemyślana „infekcja” jednego narządu z czasem atakuje też cały organizm – diagnozę zaś ostatecznie inwestor czy projektant nieuchronnie usłyszy w urzędzie zatwierdzającym całość projektu a potem przy odbiorze budowy. Konieczne więc było rewolucyjne usunięcie realnych schorzeń w kilku różnych punktach zapalnych a nie tylko ujednolicenie kilku tekstów regulujących kompletnie odrębne procedury i wprowadzenie na przykład dodatkowych obciążeń finansowych za odstępstwa do przepisów. Inwestorzy którzy od miesięcy czekają ze złożeniem projektu domu jednorodzinnego w nadziei że po wejściu nowego prawa spadnie z nich masa dotychczasowych obciążeń a sprawę załatwią w dwa tygodnie, będą naprawdę mocno zawiedzeni. Dlaczego?

 Dotychczas uzyskanie pozwolenia na budowę blokowały trzy główne patologie:

-         na obszarach na których nie opracowano dotychczas zbiorczego planu zagospodarowania określającego parametry i funkcję projektowanych budynków oraz zasady zagospodarowania  działek (czyli w zdecydowanej większości Polski) trzeba wystąpić do gminy o opracowanie tzw Decyzji o Warunkach Zabudowy w której uprawniony urbanista na podstawie analizy opracuje te wytyczne indywidualnie dla poszczególnych działek. Wydanie owej decyzji poza dokonaniem analizy okolicznej zabudowy wiąże się z postępowaniem – czyli uzyskaniem opinii i poinformowaniem wszystkich stron – sąsiadów, właścicieli urządzeń melioracyjnych itd. Zwykle to właśnie ten etap w załatwianiu formalności zajmuje najwięcej czasu – do tego dołożyły się też problemy finansowe samorządów: gminy po prostu nie maja pieniędzy na zatrudnienie na etacie urbanistów – opracowanie decyzji zleca się więc w ramach umowy urbaniście który zamiast siedzieć w urzędzie na etacie, pisze decyzje dzień albo dwa dni w tygodniu. Dziś uzyskanie decyzji w wielu gminach trwa więc 3, 4 miesiące a niejednokrotnie nawet blisko pół roku.

-         Projekt budowlany na podstawie którego urząd miasta czy starostwo wydaje pozwolenie na budowę musi być wykonany zgodnie z tzw Rozporządzeniem o formie i zakresie projektu budowlanego. Czyli jednym z najbardziej patologicznych aktów prawnych, który pociąga za sobą nie tylko mnożenie absurdalnej papierologii przy tworzeniu projektu ale także daje urzędnikom narzędzia do przetrzymywania i odrzucania projektu z tysięcy dowolnych powodów – zależnych często wyłącznie od interpretacji urzędnika. Co więcej – o ile zgodnie z zapisami (bardzo skądinąd udanego) KPA organ wydający decyzję rozstrzyga o istocie rozpatrywanej sprawy o tyle rozporządzenie o tym między innymi jak powinny być ponumerowane strony wszystkich składowych projektu, spowodował że dla urzędnika sama istota sprawy przestała mieć kompletnie jakiekolwiek znaczenie.  Liczy się wyłącznie to jaką formę będzie miał projekt w archiwach urzędu. 

-         Zatwierdzenie we właściwym ośrodku kartograficznym, mapy która posłuży do wykonania projektu zagospodarowania działki. Dziś, nawet jeśli geodeta któremu zlecimy sporządzenie takiej mapy narysuje ją w trybie ekspresowym to zatwierdzenie jej przez urząd aby mogła posłużyć do wykonania projektu trwa nawet cztery miesiące.     

I nowy kodeks budowlany choćby żadnej z tych trzech patologii w najmniejszy nawet sposób nie skorygował. A przecież wszystkie te trzy kwestie decydują i nadal będą decydowały o tym w jakim czasie i w jakim trybie uzyskamy pozwolenie na budowę budynku mieszkalnego jednorodzinnego. Samo więc ujęcie domu jednorodzinnego w poczet inwestycji mogących być zrealizowane na zgłoszenie (art. 255 § 1 nowego kodeksu, str. 56)  bez jednoczesnego wyłączenia tej inwestycji spod powyższych trzech wymagań nie zmieni dokładnie niczego i obietnice jakie są od miesięcy składane polskim inwestorom to po prostu zwykła ściema – wątpliwości rozwiewa tu Art. 256 § 2 nowego Kodeksu. Projekt domu, tak jak dotychczas, będzie musiał być zaopatrzony z warunki zabudowy, tak jak dotychczas będzie musiał mieć zagospodarowanie na mapie do celów projektowych i dokładnie tak jak dziś będzie grubym opracowaniem w którym 90 procent objętości – choćby takich części jak BIOZ czy Charakterystyka Energetyczna Obiektu – będzie stertą makulatury sporządzaną wyłącznie na potrzeby jałowego prawa. Jeśli ktoś sądził że zatwierdzi projekt domku według tych samych procedur według których stawiał ogrodzenie czy blaszak na samochód to może się bardzo solidnie zawieść.

 „Epokowe” zapowiedzi wprowadzenia statusu „Zgody budowlanej” ( Rozdz. III , str. 54 ) również okazały się zabiegiem marketingowym, o czym zresztą możemy się przekonać czytając już pierwsze dwa paragrafy tegoż rozdziału. Zgoda budowlana w realnym funkcjonowaniu będzie przede wszystkim zbiorczą nazwą określająca decyzję o pozwoleniu na budowę oraz procedurę zgłoszenia.

Oczywiście w nowym prawie można tez znaleźć bardzo wiele dowodów na to że członkowie Komisji Kodyfikacyjnej mieli dużo dobrej woli w reformowaniu prawa. Było by nie fair nie dostrzec np. takich zapisów jak wprowadzenia „przyrzeczenia inwestycyjnego (str 36) czy niektóre paragrafy Artykułów 243 i 245. Ze wszech miar trzeba oddać słuszność zapisowi że na Postanowienie  o uzupełnieniu braków w dokumentacji będzie przysługiwało zażalenie (choć nasuwa się pytanie jak się to ma do zapisów KPA) czy to że zgodnie z nowym kodeksem dokumentacja będzie oddawana w jednym egzemplarzu drukowanym i na dwóch nośnikach elektronicznych – choć nie wiem czy panowie profesorowie i prawnicy decydujący o takim przymusie zdają sobie sprawę że w ten sposób wysyłają na – często wcześniejszą – emeryturę, tysiące projektantów w zaawansowanym i średnim wieku szczególnie w mniejszych miejscowościach gdzie nie ma szans na zeskanowanie plansz większych niż format A3.     

Trudno mi sobie sobie wyobrazić jaki bałagan na etapie decyzji o warunkach zabudowy spowodują na przykład zapisy ujęte w Artykułach 143 – 147 gdzie bardzo restrykcyjnie i szczegółowo określono co i w jakim procencie można wybudować na działkach zlokalizowanych w tzw : „ Obszarach o ograniczonej zabudowie”.  Sięgając do definicji zawartych w Art. 3, pkt 14 nowego kodeksu, dowiadujemy się  że obszar ten to tereny „poza obszarem zabudowanym oraz rozwoju zabudowy”.  Każdy z tych artykułów można wykoleić podaniem jakiegokolwiek indywidualnego przykładu. To zgniłe jajo podrzucono inwestorom i gminom.

Osobną kategorię stanowią proponowane przepisy dotyczące regulacji pracy Organów Nadzoru Budowlanego i wysokości naliczania kar za wykroczenia. Oczywiście najbardziej malownicze są tu ustalenia Artykułów 418 i 419, które przekształcają inspektorów Nadzoru budowlanego w służbę mundurową. I jedynym komentarzem mogą tu być wyłącznie ironiczne dylematy czy wobec tego inspektorzy ci  uzyskają także prawa do emerytur mundurowych, czy będą mogli stosować metody operacyjne albo czy zostaną wyposażeni także w strój maskujący na sezon zimowy, ale szkoda czasu na dłuższe dywagowanie na tymi regulacjami. O wiele poważniejszą kwestią są bowiem zapisy regulujące wysokość kar za wykroczenia przy budowie i użytkowaniu obiektu. Regulacje ujęte w Artykułach 425 i w Artykułach 440 – 443 w rzeczywistości skazują niepokornych inwestorów na wielotysięczne kary – na przykład za odstępstwa w zagospodarowaniu swojej własnej działki czy braku zgłoszenia i zamieszkania  bez formalnego zakończenia budowy nawet małego, 50 –cio, czy 60 –cio metrowego domku jednorodzinnego.    

Blog na portalu społeczno – politycznym nie jest oczywiście miejscem analiz poszczególnych artykułów nowego prawa budowlanego. Choć pewnie wielu czytelników mogłaby nieco zaskoczyć informacja o tym że jeśli przed czwartym października kupili np. projekt katalogowy domu jednorodzinnego to może on być już nieaktualny i nie uzyskają pozwolenia na jego budowę, bo w międzyczasie zmieniono kryteria obliczania charakterystyk energetycznych. Nawiasem mówiąc samo wprowadzenie dla budynków mieszkalnych urzędowego wymogu sporządzania charakterystyki już na etapie uzyskania pozwolenia na budowę – a nie jak dotychczas jedynie świadectwa energetycznego przy oddaniu budynku do użytku – to jeden z klasycznych przykładów nie tylko wyciągania od ludzi pieniędzy czy lobbowania na rzecz firm produkujących programy do liczenia bilansu energetycznego budynków, ale przede wszystkim łamania praw inwestora i zmuszania go do zlecenia opracowania które nie jest mu kompletnie do niczego potrzebne.  A już po wymurowaniu pierwszej ściany, zamontowaniu pierwszego okna czy kotła centralnego ogrzewania przeważnie staje się tylko stertą makulatury za którą był zmuszony zapłacić. Urzędnicy zamiast wywalić tą bzdurę z projektu, debatują jaką powinna mieć stronę tytułową i rozliczają projektanta z tego  jak ponumerował jej kartki. Jeśli inwestor zażyczy sobie zaprojektować dom który jest ekonomiczny w użytkowaniu to ma do tego uprawnionego projektanta któremu zleca taki projekt a nie przymus urzędnika który nie ma o tym bladego pojęcia. A jeśli już istotnie jesteśmy zobligowani do klasyfikacji budynków ze względu na ich parametry cieplne to znaczenie ma wyłącznie stan faktyczny obiektu po wybudowaniu i zaopatrzeniu w urządzenia grzewcze a nie to czy urzędnik wydający pozwolenie na budowę odhaczył  w dokumentacji dodatkowy wydruk z komputera.

To oczywiście nie wszystkie kontrowersyjne zapisy nowego Kodeksu Budowlanego. Spore emocje budą też zapisy  dotyczące rozliczania wartości gruntów na skutek podziału i scalania obszarów o określonych w prawie terytorialnym, czy regulacji kontroli w procesie inwestycyjnym – choćby wprowadzenie nowej funkcji  inspektora nadzoru technicznego czy nadzoru projektowego nad realizacją budowy. Aby wyjaśnić te kwestie konieczne było by bowiem zorganizowanie wielodniowej dyskusji z udziałem projektantów, urzędników, kierowników budów i inspektorów nadzoru budowlanego.  To prawo spowoduje niewątpliwie niewyobrażalny bałagan i dalsze wydłużenie procesu inwestycyjnego. O ile wcześniej nie wywróci go do góry kołami Trybunał Konstytucyjny. Znając jednak obecne realia można się pokusić o pewność że nie tylko wejdzie w życie większością parlamentarną ale stanie się to w atmosferze wielkiego sukcesu politycznego. 

LINKI

[1]

http://www.mir.gov.pl/Budownictwo/Komisja_Kodyfikacyjna_Prawa_Budowlanego/Documents/Kodeks_urbanistyczno_budowlany_projekt_podstawowa_16_04_2014_jednolity.pdf

[2]

http://www.tup.org.pl/download/O_Warszawa/rozne/Stanowisko.pdf

[3] http://www.inzynierbudownictwa.pl/wydarzenia,o_tym_sie_mowi,artykul,a_moze_tego_po_prostu_napisac_sie_nie_da_,6881

[4]

http://www.inzynierbudownictwa.pl/biznes,prawo,artykul,jeszcze_o_kodeksie_budowlanym,7220

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka