waw75 waw75
316
BLOG

Wróciło nowe

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 6

 „Gdybyśmy mieli blachę zarzucilibyśmy świat konserwami. Ale nie mamy mięsa” - ta stara anegdotka z propagandy i nowomowy PRL-u znów pasuje do opisu polskiego państwa i coraz więcej z nas zastanawiając się jak rozwiązać jakiś publiczny problem dochodzi do przygnębiającego wniosku, że bagno zalega od piwnicy po sam sufit. Państwo naprawdę jest dziś tak chore że przestało funkcjonować.

Kiedy słuchałem kilka dni temu konferencji prasowej szefów PKW to odniosłem wrażenie że ci ludzie żalą się publicznie że stali się ofiarą władzy. Opowiadali bowiem jak patologiczny system zamówień publicznych, niezrozumienie ze strony rządu czy zła logistyka zamówień publicznych uniemożliwiły im sprawne wdrożenie systemu informatycznego i przeprowadzenie wiarygodnych wyborów. Najzabawniejsze w tym wszystkim jednak jest to, że dokładnie z tymi samymi patologiami państwa tzw zwykli obywatele: przedsiębiorcy, pacjenci czy lekarze zmagają się od siedmiu lat, tyle tylko że okradanie i gnojenie obywateli nikogo dotychczas nie wzruszało. Tym razem sytuacja wymknęła się spod kontroli bo po tyłku – choć głównie wizerunkowo, dostała władza.

 Jak się dowiedzieliśmy na zaprojektowanie i wdrożenie systemu na którym opiera się cała machina wyborcza, państwo przeznaczyło niecałą połowę tego, ile kosztowało wymyślenie loga ze sprężynką. Ot, troszkę więcej niż dwie miesięczne pensje członka zarządu Orlenu. Ale co tam Orlen – to inny świat, nie dla gawiedzi, no powiedzmy że prywatna firma informatyczna biorąca na swoje barki informatyzację wszystkich wyborów w państwie dostała o „stówkę” mniej niż wyniosła sama premia dla faceta który w ramach publicznego kontraktu zarządzał budową stadionu narodowego.

Co prawda od lat słyszymy, że to co prywatne to lepsze i tańsze niż państwowe, ale niemal za każdym razem okazuje się że zasada ta jest przez ekipę władzy,  która miała to hasło na sztandarach, używana głównie do tego żeby owych „prywaciarzy” skubać na każdym kroku i brać za to gigantyczne premie.  Co prawda, jak twierdzi minister Sawicki, powołując się na równie wiarygodną Ewę Kopacz, szefostwo PKW istotnie wnioskowało o dodatkowe pieniądze, ale nie na lepszy system informatyczny, ale na podniesienie swoich pensji. Ktoś więc znów kłamie, ale jak to się stało w Polsce normą, i tak nie wiadomo kto i pewnie nigdy się już tego nie dowiemy.

Ciekawsze jest jednak to, jakie żale wylewali szefowie PKW na wspomnianej konferencji. Otóż ich zdaniem biurokracja zamówień publicznych nie pozwoliła im wystarczająco wcześnie przeprowadzić przetargu, zbyt niska kwota nie pozwoliła im ściągnąć i wyłonić lepszej firmy, a formalności spowodowały takie opóźnienie że systemu nie udało się już dograć i dopracować.

Tak na marginesie, dziś rano, w wiadomościach radiowej „Trójki” słyszałem, że ze szpitala specjalistycznego we Wrocławiu zwolniło się kilku lekarzy onkologów. Jak powiedział jeden z nich, nie byli już w stanie patrzeć bezradnie jak umierają ich pacjenci bo od miesięcy przedłuża się jakaś  biurokratyczna procedura przetargowa na leczenie metodą termiczną przerzutów do wątroby. Kolejka pacjentów wydłużyła się do przeszło 700 osób, które umrą jeśli publiczne urzędasy nie pospieszą się ze skrupulatnym rozstrzygnięciem przetargu. Sprawa trafiła już do Marszałka Województwa, a ten niewątpliwie „pochyli się nad problemem”.  Ci lekarze zwolnili się z pracy bo nie byli w stanie stać bezradnie i patrzeć w oczy swoim pacjentom. Choć przecież nie byli winni temu że biurokratyczna gangrena paraliżuje dziś państwo. Władza publiczna, czy poszczególni ministrowie nie mają tego typu refleksji, nawet jak ludzie masowo bankrutują, emigrują czy nawet umierają bo nie wdrożono jakiegoś przepisu albo uchwalono wadliwą ustawę.

I przyznam szczerze, że choć drażnią mnie trochę nawoływania do „polskiego majdanu” to coraz częściej tracę już wątpliwości że tą hołotę ludzie w końcu rozgonią i nie będą potrzebowali do tego żadnego politycznego lidera.

Problemy na które żaliła się PKW w tym tygodniu, od lat są też przecież chlebem powszednim niemal w każdym przetargu publicznym na rynku budowlanym. Ceny spadają do poziomów dumpingowych, procedury administracyjne przedłużają się tak długo że nie wystarcza już czasu na rzetelne wykonanie zlecenia, a potem władza bohatersko przyznaje sobie premie za puszczenie wykonawcy „w skarpetkach” karami za przekroczenie terminu. To norma niemal w każdym samorządzie, niemal w każdym zamówieniu publicznym. Czy kogoś to dotychczas skłoniło do refleksji? O dymisji oczywiście nie wspominam bo nie chcę się narazić na śmieszność. Jak się skończy tym razem? Jak zawsze. Młodzi informatycy którzy się odważyli zaryzykować i sięgnąć po publiczny ochłap będą latami spłacali kary finansowe, Czapicki zniknie z przestrzeni publicznej a potem sporządzi się „protokół zniszczenia” i jakieś ministerialne urzędasy z końcem roku dostaną kilkadziesiąt tysięcy złotych premii za „rozwiązanie problemu”. Tak działa od lat polskie państwo i naprawdę trzeba być albo ślepym albo idiotą żeby tego jeszcze nie dostrzegać.

Ale jest jeszcze przecież tzw opinia publiczna. Ludzie patrzą, myślą, zastanawiają się czy na tym nie stracą. No to się ludziom zrobi ludziom mętlik informacyjny i sprawa prosta. Na przykład wciągu dwóch dni puści się im cztery sprzeczne informacje: że wybory wygrała największa partia opozycyjna, że w sondażach druzgocącą przewagę ma partia rządząca, że wybory z druzgocącą przewagą wygrała partia koalicyjna i że Prezydent RP uważa że niezadowolenie z przebiegu wyborów to zła wola. Przyznam szczerze, że ostatnio taką paranoję widziałem w Polsce jak zaprzyjaźnione media rządowe trzymając mocno kciuki czekały do północy czy katarski inwestor zapłaci za stocznie.  Ala taka już uroda Polski za rządów Platformy – jak jest chryja to się ludziom publicznymi komunikatami robi z mózgu sałatę i sprawa załatwiona. Władza może znów łączyć a nie dzielić i przestrzegać przed nieodpowiedzialną opozycją która jątrzy.

Biurokratyczna gangrena, która została wprowadzona do podporządkowania sobie społeczeństwa i zaskarbienia elektoratu wśród administracji publicznej przy okazji skandalu w wyborach samorządowych obróciła się przeciwko swoim. Choroba, którą celowo zainfekowano państwo, niechcący wymknęła się spod medialnej kontroli.

Że co, że twierdzenie iż zrobiono to celowo jest niesprawiedliwe? Ależ jest uzasadnione i to bardzo czytelnie. Jeśli komuś nie są w stanie otworzyć oczu kosmicznie wysokie premie w sektorze publicznym, a szczególnie tam gdzie w ostatnich latach nadmuchano biurokrację do poziomów strajku włoskiego, to przypomnę choćby przygotowywane obecnie nowe zapisy Kodeksu Budowlanego. Otóż kary za jakąkolwiek samowolę budowlaną będą bardziej dotkliwe niż za kradzież albo pobicie.  Tak żeby nikt się nie odważył zbudować sobie na własną rękę ganku czy wiatrołapu przy własnym domu, żeby dzieciom nie wiało po nogach. Bo inaczej go państwo puści z torbami. Urzędnik musi wiedzieć, wyrazić zgodę, przybić pieczątkę. Brak zgody urzędnika będzie karane bardziej surowo niż przestępstwo. Jakoś tak przypadkowo przygotowywano te zapisy od kilku lat.

Trudno powiedzieć że dobrze się stało – ale niewątpliwie, to o czym wszyscy od lat wiedzieli – to że pasożytnicza biurokratyczna gangrena paraliżuje życie obywateli, przynajmniej przebiło się przez kontrolowane przez władzę publiczne media.

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka