waw75 waw75
1465
BLOG

Obezwładniająca hipokryzja czyli o krok od totalitaryzmu

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 26

(skandalicznie zbyt długie ale miałem potrzebę to napisać, proszę wybaczyć)

 

Polska racja stanu, jak pokazuje rzeczywistość, wymaga przede wszystkim rotacji władzy i kadencyjnej wymiany ekip rządzących. Polacy mają bowiem dwie dominujące skłonności: po pierwsze nad wyraz zakorzenioną potrzebę bezwarunkowej lojalności wobec uznanej przez siebie elity, po drugie zaś bardzo głęboko zakorzenione poczucie, że w życiu można cokolwiek osiągnąć wyłącznie dzięki temu że się wykiwa innego współobywatela. 

 

Brak rotacyjności władzy, w Polsce, zawsze, nieuchronnie oznacza jedno: budowę koterii i układów drenujących kasę publiczną do granic wypłacalności, patologizację prawa i blokadę zdrowej  konkurencyjności będącej podstawą rozwoju państwa.

Dziś postępujące pasożytnictwo władzy można ograniczać jedynie poprzez kadencyjną rotację ekip rządzących. Elity działają bowiem jak kleszcz który wczepił się w skórę swojej ofiary.

 

Źródłem wielu problemów dzisiejszej Polski jest taki zbieg różnych okoliczności w wyniku których jedna ekipa polityczna okopała się na wszystkich poziomach rządzenia na niemal dekadę. I nie stało się tak z powodu jej zdolności w zarządzaniu czy reformowaniu państwa, ale przede wszystkim poprzez  to, że wraz z przejęciem sterów władzy  w końcu 2007 roku , ekipa ta dostała do ręki, wynegocjowane przez poprzedników, gigantyczne środki finansowe z budżetu Unii Europejskiej.

 

I dziś po niemal dwóch kadencjach jest widoczna wyraźna prawidłowość: to co można było kupić za te unijne pieniądze, mimo mankamentów jako tako działa lub przynajmniej  dobrze się prezentuje – natomiast we wszystkich tych dziedzinach które wymagały sprawnego i umiejętnego rządzenia i reformowania państwa – jak system emerytalny, wymiar sprawiedliwości, procedury administracyjne, sprawny i dobry system edukacji, struktura finansowania służby zdrowia, innowacyjność gospodarki, zapewnienie możliwości dywersyfikacji dostaw energii czy ograniczenie biurokratyzacji – po tych prawie ośmiu latach jest kompletna katastrofa. Platforma Obywatelska i PSL przez ostatnie siedem i pół roku zajęły się wyłącznie rozdawaniem i „przejadaniem” unijnych i rodzimych funduszy oraz budowaniem własnej nietykalności politycznej, a nie realnym i profesjonalnym rządzeniem państwem.

 

Dziś widać już, że tam gdzie skończyły się bieżące strumienie finansowania unijnego z budżetu 2007-2014  zaczynają się bankructwa lub likwidacje podmiotów,  bo za pieniędzmi nie poszedł żaden perspektywiczny projekt rozwojowy. Jednocześnie też tam gdzie zaczynają świtać na horyzoncie terminy dostosowawcze, uzgadniane z dumą na szczytach klimatycznych, zaczyna nam realnie grozić zapaść rodzimej gospodarki.

 

Niestety też, cała przyjęta i uznana przez Polskę za jedynie słuszną, doktryna w polityce zagranicznej skończyła się właśnie tym, że na Ukrainie rozpoczęła się wojna i wszystko wskazuje na to, że konflikt ten grozi raczej eskalacją i rozlaniem się na inne państwa regionu, niż szybkim zakończeniem. Brakło wizji, profesjonalizmu, uczciwości i kompetencji. Choć  niewątpliwie wystarczyło megalomanii i to ze sporym naddatkiem.

 

Profesor Antoni Dudek pisze, że wybory między Bronisławem Komorowskim a Andrzejem Dudą, to rywalizacja elektoratu zadowolonych z elektoratem zawiedzionych i rozżalonych. To oczywiście prawda, sądzę jednak, że ta rywalizacja to przede wszystkim starcie elektoratów lojalnych wobec środowiska władzy i wyborców lojalnych wobec środowiska opozycji. A poczucie lojalności w polskiej tożsamości jest o wiele silniejszym bodźcem niż kwestie ekonomiczne. Nikt nie potrafi być tak lojalny jak Polak – trzeba tylko wiedzieć jak tą lojalność pozyskać. Czasem mogą to być atrakcyjne zarobki a czasem – jak pokazuje historia ostatniego ćwierćwiecza – wyłącznie napisanie legendy o walorach określonego środowiska. Polak lubi czuć się lepszy od konkurenta – i wcale nie musi w tym celu lepiej od niego zarabiać. Lojalność jest dla Polaków rzeczą świętą – a im bardziej bezwarunkowa tym większa duma z jej pielęgnowania.

A ekipa rządząca miała nie tylko wystarczająco dużo środków płatniczych z budżetu unijnego ale też wystarczająco dużo cynizmu aby podzielić społeczeństwo.

 

Jednak nawet my Polacy, musimy swoją lojalność jakoś przekonująco uzasadniać. Jak być jednak lojalnym wobec ekipy rządzącej, która popełniła błędy niemal we wszystkich dziedzinach funkcjonowania państwa? A jednocześnie przez niemal dekadę sprawowanie przez siebie władzy uzasadniała tym, że ma do tego naturalne i niezbywalne prawo bo reprezentuje elektorat posiadający niedoścignione walory intelektualne, mentalne i nieosiągalny dla reszty społeczeństwa uniwersalny profesjonalizm. W sytuacji kiedy nie można się było przyznać do błędu, bezwarunkowa  lojalność zaczyna zmuszać wyborców dzisiejszej władzy do obezwładniającej wręcz hipokryzji. I właśnie z tym problemem mamy obecnie do czynienia w debacie publicznej.

 

Adam Szejnfeld w skierowanym niedawno liście do Komisji Europejskiej nie zostawia suchej nitki na bezmyślności Pakietu Energetyczno – Klimatycznego, który z powodu swojej restrykcyjności i krótkowzroczności całkowicie pozbawi gospodarkę Europy konkurencyjności. Mało tego – europoseł pisze też że:

 

Koszty wprowadzenia pakietu energetyczno – klimatycznego będą ponosić przede wszystkim kraje takie, jak Polska, dla których energochłonne sektory gospodarki mają kluczowe znaczenie. /.../ Wymagania muszą być dopasowane do wszystkich, a nie tylko do najbogatszych i najbardziej rozwiniętych, państw.

Narzucanie coraz wyższych wymogów klimatycznych oraz kolejne obowiązki nakładane na przedsiębiorstwa przemysłowe w Unii Europejskiej prowadzą do obniżenia ich przewag konkurencyjnych na globalnym rynku. Część firm, ratując swoją rentowność, będzie przenosić działalność poza UE. Inne natomiast będą bankrutować albo poważnie ograniczać swoją działalność w Europie. Wszystko to będzie prowadziło do ograniczania tworzenia nowych miejsc pracy, zwiększania się bezrobocia, a w konsekwencji i do ubóstwa obywateli UE.”

 

 

Tych czytelników,  którym trudno uwierzyć że ten cytat nie pochodzi ani z ust, dajmy na to  Ryszarda Czarneckiego ani na przykład profesora Jana Szyszki, jeszcze raz informuję, że to nie pomyłka – to fragment listu jaki tydzień temu wystosował europoseł Adam Szejnfeld z PO do władz Komisji Europejskiej. [1]

 

Oczywiście pan europoseł ma całkowitą rację, tyle tylko że od siedmiu lat partia pana europosła była jednym z głównych orędowników takiego a nie innego kształtu owego pakietu, a w sierpniu 2008 roku ówczesny premier Donald Tusk wręcz blokował próby interwencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby zmiany w zapisach  Pakietu nie uderzały tak drastycznie w polską gospodarkę. Złośliwi mogą też przypomnieć słowa obecnej pani premier Kopacz, która rezygnując z weta i podpisując te nowe i restrykcyjne dla Polski założenia Pakietu jesienią 2014 roku informowała Polaków:

Odetchnęłam z ulgą. Polacy też mogą odetchnąć z ulgą. Nikt nie dawał nam szans, że nasze warunki, z którymi jechaliśmy na szczyt, zostaną przyjęte. Wróciliśmy z tarczą. Dostaliśmy praktycznie 100 proc. tego, z czym tu przyjechaliśmy.”

 

Jak z dumą informował wówczas Newsweek: „Kopacz przekonywała, że dzięki zapisom dokumentów szczytu UE, które udało się nam uzyskać, może powiedzieć Polakom, że wraca do kraju z pakietem gwarantującym nam niższe obciążenia klimatyczne niż te z 2007 r.” [2]

 

Co się więc stało że w ciągu tych kilku miesięcy ten dobroczynny dla Polski pakiet stał się nagle w oczach pana europosła z PO zagrożeniem przede wszystkim dla polskiej gospodarki? Czyżby Szejnfeld uznał, że bezwarunkowe poparcie dla Donalda Tuska już mu się w partii nie opłaca? Możemy być pewni jedynie tego, że kiedy akceptowane i podpisywane przez dwoje kolejnych premierów Polski zmiany w Pakiecie zaczną realnie rujnować polską gospodarkę to Szejnfeld z tym samym co zwykle przyklejonym uśmiechem, oskarży o to PiS i Kaczyńskiego.

 

Nie mniej intrygująca była też niedawna wypowiedź „prezydenta Europy” Donalda Tuska podczas spotkania z Barackiem Obamą.  Były premier Polski odnosząc się do inwazji rosyjskiej na Ukrainie stwierdził mianowicie że: „Wrogowie próbują nas podzielić, ale UE i USA muszą pozostać zjednoczone, wtedy położą kres polityce agresji Rosji”[3]

Naprawdę trudno aż uwierzyć, że słowa te wypowiada polityk, który przez ostatnie siedem lat prowadził politykę rozluźniania relacji polsko – amerykańskich i konsekwentnie realizował doktrynę polityki niemieckiej, która w swym założeniu miała marginalizację wpływów USA w Europie środkowo – wschodniej. Wręcz groteskowy jest jednak komentarz dziennikarski do następnego cytatu wypowiedzi Tuska. Słowa szefa Rady Europejskiej że:

Wrogowie wykorzystują propagandę przeciwko nam, popełniają akty przemocy i łamią suwerenność naszych sąsiadów. /.../Ale też jasno widać, że próbują nas dziś podzielić wewnątrz Europy, jak również dokonać podziałów między Europą a Ameryką” - redakcja okrasza komentarzem: „- ostrzegł Tusk „

To co dziś „jasno widzi” i przed czym ostrzega Donald Tusk, prezydent Lech Kaczyński jasno widział już dekadę temu, i bezskutecznie próbował przed tym ostrzec ... Tuska. Niestety przez lata natrafiał na ścianę drwiny i pomówień o „machanie szabelką”, „wrogość wobec sąsiadów”, „straszenie wojną” czy „rusofobię”.

 

Przestrogi że amatorską i krotkowzroczną polityką jaką realizuje i wspiera Tusk i polska dyplomacja pod wodzą Sikorskiego, Europa  doprowadzi do agresji zbrojnej Rosji na Ukrainę trafiały w pustkę ignorancji. A pewien starszy już nieco „ekspert” rządu, uwielbiany przez elektorat PO głównie za to, że określił opozycję polityczną bydłem, rozpropagował nawet określenie „dyplomatołki” wobec ludzi którzy od lat postulowali o przyjęcie takiej doktryny jaką obecnie PO i Tusk uznali za własną.

 

Płomienne wystąpienia ministra Sikorskiego w listopadzie 2011 roku w Berlinie i postulowanie stworzenia z Unii Europejskiej federacji pod przewodnictwem Niemiec, uroczyste odsłonięcie przez Komorowskiego pomnika w Ossowie, zaproszenie Siergieja Ławrowa we wrześniu 2010 roku na odprawę ambasadorów, prywatne rozmowy szefa polskiej dyplomacji w których mówi wprost o tym że sojusz z USA jest dla nas niekorzystny czy choćby niedoszłe uznanie roku 2015 za „Rok Rosji w Polsce” dziś jest skrzętnie przemilczane. Podobnie jak fakt, że to właśnie te wszystkie posunięcia, podobnie jak zerwane przez Tuska i Sikorskiego w 2008 roku sojusze polityczno – gospodarcze z państwami bałtyckimi  doprowadziły do tego że Polska jest dziś – mówiąc językiem „prezydenta Europy”: w książce dań a nie przy stole biesiadnym i możemy mieć jedynie nadzieję że Niemcy, Francja i Rosja, gdzieś za zamkniętymi dla nas drzwiami uznają nas za strefę wpływów Unii Europejskiej a nie strefę buforową pomiędzy UE a Unią Euroazjatycką. Nie mamy tej pewności wyłącznie z jednego powodu: w 2008 roku Tusk i Sikorski zerwali sojusz państw wschodniej granicy Unii i teraz losy każdego w tych państw przesądzane są osobno.

 

W każdej rodzinie jest taki wujek, ciocia, dziadek czy inny krewny, który zawsze ma rację i dyskusja na argumenty jest poza zasięgiem możliwości jego charakteru. To ludzka i niezmienna rzecz. I w każdej rodzinie kończy się to zawsze w jeden możliwy sposób: z krewnym tym trzeba się zgodzić i zaspokoić jego apodyktyczną naturę.

 

I dokładnie tak samo jest w polskiej rodzinie: Elektorat obecnej władzy nigdy nie uzna błędów i szkodliwej działalności swojej reprezentacji politycznej. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości to straci je w sekundzie poznając opinię dowolnego wyborcy PO na temat afery Amber Gold, wypowiedzi bohaterów afery podsłuchowej, efektów polityki zagranicznej ostatnich ośmiu lat, kilku głośnych afer korupcyjnych na setki milionów zlotych  czy choćby sytuacji w szkolnictwie czy służbie zdrowia.

Ci ludzie nigdy nie przyjmą do wiadomości jakichkolwiek faktów niekorzystnych dla ich reprezentacji politycznej. A na takie nazwy jak choćby fundacja Pro Civili, „afera marszałkowa” czy nazwisko Wojciecha Sumlińskiego  będą reagowali dokładnie tak samo agresywnie jak obecni wyborcy Władimira Putina reagują na informacje że na Ukrainie walczą i giną rosyjscy żołnierze. 

 

Nie istnieje już w Polskiej rzeczywistości taka skala nieprawidłowości, korupcji czy defraudacji która mogłaby się spotkać z reakcją elektoratu obecnej władzy. To wyłącznie kwestia odpowiedniej narracji.  Ale ta obezwładniająca hipokryzja – choć niemożliwa dziś do uniknięcia – zwiastuje bardzo przykry scenariusz. Jej skala jest bowiem tak głęboko zaszczepiona, że jeśli w obecnym roku w Polsce nie dojdzie do realnej zmiany władzy, to następna kadencja będzie początkiem budowy państwa totalitarnego przy akceptacji ludzi fanatycznie owładniętych bezwarunkową lojalnością wobec obecnej ekipy – fałszywie gloryfikowanej jako rękojmia silnego państwa. Lojalność wobec wybranej elity zwycięży z lojalnością wobec własnego państwa. I będzie to niestety jeden z wielu atrybutów polskiego kotła. 

[1]

http://www.szejnfeld.pl/index.php/komunikaty/szejnfeld-krytykuje-ue-za-polityke-klimatyczna/

[2]

http://polska.newsweek.pl/szczyt-klimatyczny-ue-ewa-kopacz-polska-energetyka-newsweek-pl,artykuly,350442,1.html

[3]

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/tusk-u-obamy-o-ukrainie,522585.html

 

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka