waw75 waw75
1144
BLOG

Miażdżące autorytety

waw75 waw75 Społeczeństwo Obserwuj notkę 12

Żeby stać się dziś w Polsce uznanym autorytetem trzeba w pierwszej kolejności kogoś  poniżyć i upokorzyć. Jest to bowiem warunek konieczny aby jasne światło uwielbienia spłynęło także na dorobek życiowy jednostki pasowanej na człowieka godnego szacunku.

Autorytet w życiu kraju stał się bowiem towarem w rywalizacji warstw społecznych czy  elektoratów politycznych. Mechanizm ten od lat, znakomicie diagnozuje profesor Andrzej Szahaj z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, nazywając go „kulturą upokarzania”. [1] Moralny autorytet musi wywoływać dumę ze wspólnej tożsamości i uosabiać wzorce zachowań powszechnie uznane za godne naśladowania. Problem pojawia się jednak kiedy dumę i poczucie własnej wartości coraz częściej daje zasada „poniżam więc jestem” [2]. Autorytetem w oczach społeczeństwa staje się dziś więc ten, kto zmiesza adwersarza z błotem, używając przy tym dostatecznie pogardliwych i ośmieszających go epitetów.

Asumpt do tego rodzaju pytań daje oczywiście ocena tego jaką rolę społeczną pełnił w ostatnich latach świętej pamięci Władysław Bartoszewski. Choćby dlatego że, nie negując w żaden sposób ogromnego dorobku tego człowieka, trudno się nie zastanowić dlaczego dopiero u schyłku swojego bogatego życia stał się on tak popularnym społecznie autorytetem. Niezwykle frapującym też jest co zdecydowało że żołnierz Armii Krajowej staje się autorytetem dla ludzi których nie razi gdy publiczna telewizja emituje seriale w których AK-owcy są przedstawiani jako antysemici mordujący Żydów? Jaki fenomen wywołuje tak wielki podziw za udział w Powstaniu Warszawskim dokładnie w tych samych środowiskach które do dziś nie są do końca pewne czy Powstanie Warszawskie było aktem heroizmu czy pospolitą zbrodnią na własnym narodzie? Co wreszcie uruchamia wzruszenie nad patriotyzmem tego człowieka, wśród ludzi którzy nie są pewni czy polskość to powód do dumy czy mentalna patologia?

Przez większą część swojego życia Władysław Bartoszewski był człowiekiem ogromnie szanowanym i podziwianym, jednak nie był to autorytet mediów czy idol Facebooka.  I choć, z różnych powodów, stawiany często w równym szeregu z Janem Nowakiem – Jeziorańskim i Janem Karskim mógł się cieszyć szacunkiem wyłącznie relatywnie wąskich środowisk konserwatywnych i patriotycznych. Ogromną, szeroką popularność przyniosły mu dopiero wypowiedzi poniżające i upokarzające część prawicowego środowiska politycznego. To nie szlachetna działalność w Żegocie, walka w Powstaniu Warszawskim  czy działalność opozycyjna dały Bartoszewskiemu po 1989 roku pozycję nieomylnego recenzenta aktualnych wydarzeń, chętnie zapraszanego do mediów albo czynionego obiektem ekskluzywnych wywiadów. Przełomem stało się nazwanie w 2007 roku polityków PiS-u i Samoobrony bydłem czy prześmiewcza krytyka – bezpodstawnie ambitnej zdaniem Bartoszewskiego - polityki zagranicznej Anny Fotygi. Autorytetem niepodważalnym stał się jednak po 2010 roku kiedy, w miesiąc po katastrofie smoleńskiej, wspominanie ofiar przez polityków PiS stały się dla niego tak uciążliwe, że nazwał je „polityczną nekrofilią” i postawił ją w równym szeregu z pedofilią. A zachęcony pochwałami jakie wywołały te skandaliczne i poniżające słowa, stwierdził że posiadanie pięciorga dzieci przez Bronisława Komorowskiego daje mu większe prawo do zajmowania stanowiska prezydenta, niż jego rywalowi – nie wymienionemu z nazwiska – którego, zdaniem Bartoszewskiego, jedynym dorobkiem życiowym była „hodowla zwierząt futerkowych”.

I naprawdę nie idzie tu o rozliczanie z cytatów, bo każdemu zdarzy się w życiu – szczególnie tak długim -  powiedzieć coś niepotrzebnego. Jednak nie możemy – i to nieprzypadkowo właśnie w obecnym czasie, nie zadać sobie pytania czego wymaga współczesne polskie społeczeństwo od swoich elit? Jakich słów, jakich emocji, jakiego poziomu debaty? Nie zamierzam winić Władysława Bartoszewskiego za retorykę jaką przyjął – nie mam prawa ani kompetencji aby oceniać tego zmarłego kilka dni temu człowieka – ale uważam, że nie tylko zasadna, ale wręcz konieczna jest dyskusja na temat tego, co dopuszczalne aby następne pokolenia Polaków miało jeszcze jakieś wspólne, jednoczące naród  autorytety.

Nie przypominam sobie aby po śmierci Jana Nowaka – Jeziorańskiego, Ireny Sendlerowej czy np. profesora Wiesława Chrzanowskiego ktoś zadawał pytanie „jak Polacy sobie teraz bez nich poradzą?” I jakkolwiek to mało delikatna refleksja, zastanawia dlaczego pytanie to pada dziś po śmierci Władysława Bartoszewskiego z ust przedstawicieli tylko jednego środowiska politycznego. Czy przypadkiem nie dlatego że dorobek życiowy tego człowieka, był w ostatnich latach bardzo wdzięcznym narzędziem do udzielania swego rodzaju legitymacji do okazywania pogardy i poniżania części środowiska politycznego?

Poniżanie i upokarzanie adwersarzy w debacie publicznej zbudowało już niejeden kapitał polityczny. Przykładem może być choćby Palikot który dzięki poniżaniu, upokarzaniu i szkalowaniu rywali nie tylko stworzył własną partię, nazwaną wręcz swoim imieniem, ale też na krótki czas zdefiniował dla niej całkiem pokaźny elektorat. Dziś poczucie własnej wartości oparte na poniżaniu i upokarzaniu adwersarzy oferuje swoim wyborcom Janusz Korwin – Mikke, który po przeciwnej stronie debaty definiuje głównie złodziei, idiotów, komunistów czy bydlaków a większość społeczeństwa bez pardonu uważa za hołotę.  

Opisywany przez profesora Szahaja społeczny narcyzm – czyli żądza bycia podziwianym – generuje potrzebę okazywania wyższości  i poniżania ludzi wobec których chcemy stanowić kontrast. Przy czym, trzeba zaznaczyć że Szahaj nie staje po żadnej stronie sporu politycznego – diagnozuje jedynie uniwersalne negatywne mechanizmy społeczne. Niestety także te na które społeczeństwo polskie w okresie „przepychanki warstwowej” po transformacji 1989 roku, jest szczególnie podatne. Nie ulega jednak wątpliwości  że jeśli dziś nie postawimy wyraźnej granicy społecznej akceptacji dla publicznego wyrażania pogardy i poniżenia w debacie publicznej, to prędzej czy później doświadczymy ich w urzędach, w miejscu pracy, w sklepach czy środkach komunikacji. I to niezaleznie od tego jaka formacja będzie akurat sprawowała władzę. A jeśli chcemy aby Polska nie była mentalnym zaściankiem, to winni jesteśmy piętnować taką retorykę w wypowiedziach osób publicznych. Nawet wśród takich autorytetów jak zmarły niedawno Władysław Bartoszewski. A może przede wszystkim właśnie wśród nich.      

[1] https://repozytorium.umk.pl/bitstream/handle/item/888/A.%20Szahaj,%20Kultura%20upokarzania.pdf?sequence=1

[2]

http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/1425407,Upokarzanie-jedna-z-najwiekszych-polskich-tradycji

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo