waw75 waw75
784
BLOG

Demokracja czy arystokracja

waw75 waw75 Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

Polaków dzieli paradygmat demokracji. A nawet może nie do końca wyobrażenie jej zasad co mylenie ze sobą dwóch zupełnie innych ustrojów: demokracji i arystokracji. Powody mogą być dwa – pierwszy semantyczny (słowo arystokracja dla większości ludzi oznacza nazwę warstwy społecznej a nie nazwę systemu ustrojowego) a drugi aksjologiczny – po prostu słowo „demokracja” po transformacjach XX wieku stało się symbolem wartości uniwersalnie pozytywnych i odwołują się do niego wszyscy – i to zupełnie niezależnie od tego jak postrzegają sprawiedliwość społeczną.

.

Mamy więc dziś w debacie publicznej problem różnicy optyki. Tak jakby ktoś przyniósł na śniadanie chleb – twierdząc że to jest chleb, a ktoś drugi przyniósł kamień – i także upierał się że to jest chleb. Taka „dyskusja” oczywiście do niczego nie doprowadzi. No może poza tym że kamień – zwany chlebem – prędzej czy później wyląduje na czyjejś głowie – od czego jesteśmy już o mały kroczek.

.

Sytuacja ta oczywiście dojrzewała od wielu lat – moim zdaniem co najmniej od ćwierć wieku, kiedy zaczęto budować grupę elektoratu tzw „lewicy laickiej” czy też częściej nazywanej dziś „salonem”. Cześć społeczeństwa przekonano że jest kulturowo wyższym poziomie rozwoju, że ma o wiele wyższy potencjał intelektualny, produkt jego pracy ma nieporównywalnie wyższą wartość itd. itd. Słowem – elita. Ale co w tym wszystkim najważniejsze: elita która dla dobra wspólnego powinna mieć w swoich rękach wszystkie stery zarządzania państwem. I tak ( w dużym oczywiście uproszczeniu ) zbudowano w Polsce bardzo liczny elektorat przekonany o wyższości i uniwersalności systemu arystokratycznego nad systemem demokratycznym. Tyle tylko, że  - co gorsze – z natury swej słuszności grupa ta nie potrafiła ( i wciąż nie potrafi ) nazwać swoich postulatów po imieniu – machając wciąż zupełnie nieadekwatnym do swoich postulatów, aksjomatem demokracji.

.

I wcale nie podział polityczny był tu dominantą – chodziło o optykę relacji międzyludzkich. Nazwy partii i obozów politycznych służyły wyłącznie de łatwiejszego stygmatyzowania przeciwnika. I tak od dekady środowisko zwolenników współczesnej polskiej arystokracji stworzyło pojęcie „pisiora”. Przy czym „pisior” oczywiście nie ma kompletnie nic wspólnego z PiS-em. „Pisior” jest określeniem człowieka  spoza sfery powołanych do dzierżenia rządów w systemie arystokratycznym – a przede wszystkim człowieka który nie wyznaje nadrzędności salonu lub ośmiela się go krytykować. „Pisiorem” w równej mierze co choćby Jarosław Kaczyński , może być też choćby nawet wiceminister w rządzie PO Michał Królikowski (polecam zerknąć na CV ... – naprawdę robi wrażenie) , czy nawet ś,p. Tomasz Merta. Jak pamiętamy z taśm afery hazardowej Ryszard Sobiesiak instruował Zbigniewa Chlebowskiego aby ten rozpuszczał w sejmie informacje że wiceminister Jacek Kapica także jest „pisiorem” i dzięki temu Kapica zostanie wyrzucony i przestanie blokować ustawę lobbystów rynku hazardowego.

„Pisiorami” w równym stopniu są też Igor Janke, Łukasz Warzecha czy Krzysztof Ziemiec – czyli dziennikarze nie mający z PiS-em kompletnie nic wspólnego, poza tym że nie dość agresywnie tą partię atakowali i co gorsza ośmielali się krytykować środowisko salonu.

„Pisior” to więc ktoś, kto nie ma prawa sprawować kierowniczego stanowiska, mieć dostępu do publicznego mikrofonu czy publicznych mediów ani zajmować żadnego stanowiska w strukturach władzy sądowniczej. Jeśli się tam znajdzie – to znak że sobie to uzurpuje lub dokonał zamachu na władzę. I na demokrację? – nie, choć być może na system arystokratyczny.

.

W oczach zwolenników systemu arystokratycznego obsadzenie Trybunału Konstytucyjnego  niemal w stu procentach nominatami ich środowiska nie jest więc absolutnie niczym niewłaściwym – na tym polega postulowana przez nich arystokracja – mylona rzecz jasna z demokracją. Jednak obecność w tym piętnastoosobowym gremium choćby piątki czy szóstki sędziów postrzeganych jako „pisiorów” (nawet bez ich związku z partią PiS – jak w przypadku profesora Jędrzejewskiego ) będą – całkiem szczerze i bez zlej woli – postrzegali jako zamach na ... no właśnie – na arystokrację.  Podobny problem mamy też przecież choćby w przypadku jawnego od miesięcy konfliktu między aktorką Krystyną Jandą a ministrem kultury profesorem Piotrem Glińskim. Dla Krystyny Jandy jest rzeczą absolutnie oczywistą że państwo ma obowiązek współfinansować, czy jak kto woli dotować jej „Fundacje Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury” i jeśli minister Gliński rozdziela środki publiczne w sposób mniej preferencyjny przez co fundacja Jandy otrzyma znacznie mniej dotacji, to dokonuje zamachu na uniwersalną wartość państwa czy wręcz .... upartyjnia kulturę. A przecież to fundacja osoby tak zasłużonej. Co ciekawe zresztą Fundacja pani Jandy – która wedle jej mniemania jest dobrem publicznym i absolutnie nie jest jej prywatną fundacją - to fundacja w której ona sam jest szefową a prokurentami są: jej córka Maria Seweryn, i córka jej zmarłego męża Edwarda Kłosińskiego – Magdalena (Pan Kłosiński do śmierci był zresztą także prokurentem fundacji). Janda na stronach fundacji nie kryje zresztą że jest to „fundacja rodzinna” – ale postrzega ją jednoznacznie jako własność i dziedzictwo kultury narodowej i jako takie powinno być finansowane z budżetu ministerstwa kultury. I proszę absolutnie nie dopatrywać się tu złych intencji! – to nie tak – to sprawa optyki. Optyki arystokracji. Tej optyki nie posiadają choćby szefowie zarządów setek fundacji opiekujących się chorymi niepełnosprawnymi dziećmi czy nawet fundacji hospicyjnych. Zbierają pieniądze od darczyńców ale nie uważają się za dobro narodowe, które państwo ma święty obowiązek finansować. Pani Janda tych mechanizmów nie rozumie. I zapewne nie zrozumie.

.

Doszliśmy więc do sytuacji w której w wyniku pomylenia dwóch systemów ustrojowych zwolennicy arystokracji domagają się wyłączności na zarządzanie demokracją. I taka dyskusja oczywiście nie ma szans doprowadzić do żadnego kompromisu. Zresztą nawiązując tu do wspomnianego wyżej konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego widać też wyraźnie jakimi narzędziami  posługują się oba te alternatywne obozy. Kiedy w maju i w czerwcu jasne już było że ekipa PO – PSL dokonuje już całkiem otwarcie próby przejęcia całości Trybunału poprzez przyspieszenie ustawy umożliwiającej wybór piątki sędziów (przypominam też że cała piątka rozpoczynała swoje kadencje już po wyborach) to protesty opozycji demokratycznej zawęziły się do debaty sejmowej i do apeli w krajowych mediach. Kiedy jednak po kilku miesiącach i zmianie władzy nowa ekipa zablokowała to przejęcie Trybunału to obecna opozycja – tym razem środowiska arystokratów natychmiast zwróciła się po pomoc do organów arystokracji europejskiej aby ta poprzez bezpośredni nacisk finansowy lub prawny zmusiła PiS do przywrócenia rozwiązań z czerwca – rozwiązań które umożliwiają przejęcie kontroli nad Trybunałem.

Ale niestety jest tylko jeden sposób na to aby w możliwie jak najmniej brutalnej formie budowaną od ośmiu lat arystokrację transformować na model demokratyczny – wyborcy, zwolennicy arystokracji muszą odrzucić dogmat „pisiora” jako Polaka nie mającego prawa decydowania o naszym wspólnym państwie.                 

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo