waw75 waw75
1327
BLOG

Humanitarna misja hedonistów

waw75 waw75 Społeczeństwo Obserwuj notkę 27

Spór o aborcję pokazuje po raz kolejny pewną uniwersalną prawidłowość: nic tak nie torpeduje szans na rozwiązanie ludzkich problemów jak zaangażowanie ideologiczne ludzi którzy tych problemów nie mają i nie rozumieją ale bardzo chcą dzięki nim zapewnić sobie wygodę.

.

Gdyby brać na poważnie argumenty zwolenników liberalizacji prawa aborcyjnego to człowiek byłby przekonany że co najmniej 90 procent aborcji w Polsce to dramatyczne przypadki przysłowiowych „płodów bez połowy głowy” które „godzinę po urodzeniu umrą w męczarniach”. I dlatego aborcję należy przestać piętnować, także prawnie, choć na tym miłosierdziu dla cierpiących skorzysta też jakiś niewielki procent kobiet których dzieciom, ani im samym nic nie grozi. Tymczasem przecież jest dokładnie na odwrót – tak ciężkich i dramatycznych sytuacji jest w rzeczywistości marginalna ilość – zdecydowana większość przypadków to albo dzieci których wady rozwojowe nie są głębokie, albo po prostu nieplanowane, przypadkowe ciąże w których zdrowie dziecka nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Nie przypominam sobie żeby niegdyś najbardziej znana w Polsce, zwolenniczka aborcji, pani Maria Czubaszek wspominała że przed wykonaniem aborcji interesował ją stan zdrowia płodu.

Bo przecież nie o to tu chodzi żeby ulżyć w cierpieniu nieszczęśliwym nieborakom i ich matkom, ale o to żeby po feralnych imprezach czy niefartownych spotkaniach z bliższymi lub dalszymi znajomymi można było się pozbyć „problemu”. Okrucieństwo losu pod hasłem „dziecko bez połowy głowy” jest do tego tylko poręcznym narzędziem.

A dlaczego akurat do 12 tygodni? Nie dlatego że jest to jakaś granica w świadomości dziecka w łonie matki czy też jest to czas na przeprowadzenie badań lekarskich – zdrowie dziecka „bez połowy głowy” nie ma tu kompletnie żadnego znaczenia – znaczenie ma tylko zapewnienie czasu wystarczającego na to żeby po teście albo pierwszych mdłościach spokojnie znaleźć lekarza aborcjonistę.

.

Czy ja jestem zwolennikiem ustawy stowarzyszenia „Stop aborcji”? Nie – zdecydowanie nie. Ale gdyby w obecnym, obowiązującym dotychczas kształcie ustawy antyaborcyjnej nie dochodziło do masowego wręcz manipulowania terminem „ciężkie uszkodzenie płodu” to pewnie żadnemu stowarzyszeniu nie przyszłoby do łba nowelizować ustawy. I bez wątpienia znaczna część zwolenników obecnego – jak to się mówi „status squo” - jest jego zwolennikami głównie dlatego że tą ustawę można bez problemu obejść. Z dobrem dzieci czy ich matek nie ma to kompletnie nic wspólnego.

.

Heroicznymi bojownikami, czy też raczej bojowniczkami o dobro nieszczęśliwych kobiet noszących pod swoim sercem dzieci z ciężkimi uszkodzeniami genetycznymi są tak naprawdę aktywistki które mają to w nosie. Za to ów głęboki humanizm i miłosierdzie wobec tych pokrzywdzonych przez życie matek i ich dzieci, jest całkiem wdzięcznym sposobem żeby sobie zapewnić prawo do całkowitej legalizacji aborcji – w każdym razie do tego terminu ciąży w którym każda kobieta będzie mogła zrobić ze swoim dzieckiem co zechce – choćby nawet wyrywając mu ssakiem aborcyjnym poszczególne części ciała.

Swoją drogą – choć to absolutnie luźna dygresja – nie rozumiem dlaczego aktywistki proaborcyjne (nie mylić z feministkami) nie walczą aby z miejsc publicznych zniknęły wszelkie przejawy nietolerancji w postaci uprzywilejowania dla kobiet ciężarnych – wszak brzuch to sprawa kobiety a nie współpasażerów w tramwaju czy autobusie albo klientów w sklepie.

.

Co jednak w tym wszystkim najistotniejsze – aktywność zwolenników wykorzystania ludzkiej tragedii do legalizacji aborcji powoduje że problem ten do dziś nie jest humanistycznie rozwiązany. Nikt przy zdrowych zmysłach – a już na pewno nie ludzie wierzący – nie chce narażać na cierpienie dzieci i ich matek, i w rzeczywiście dramatycznych przypadkach dotychczasowa ustawa dawała możliwości godnego i etycznego ulżenia w cierpieniu. Problem w tym że kiedy tylko te narzędzia zostają poluzowane, są momentalnie wykorzystywane do dokonywania aborcji w sytuacjach znacznie mniej dramatycznych. Rzecz jasna w imię empatii i humanitaryzmu wobec tych najbardziej cierpiących.

.

Schemat ten blokuje zresztą niemal każdy proces ustawodawczy w którym ważą się losy warunkowego dopuszczenia rzeczy złych - kiedy stanowią one zło mniejsze niż cierpienie w którym mogą ulżyć. Identyczna sytuacja jest przecież także z problemem wykorzystywania marihuany w celach leczniczych. Zapewne wiele już lat temu sprawa ta zostałaby rozwiązana – tak jak choćby dopuszczenie leków przeciwbólowych na bazie morfiny – gdyby przy okazji w walkę o los nieszczęśników którym marihuana może przynieść ulgę – nie włączyli się wrażliwcy którzy przy okazji apelują żeby można było legalnie „jarać” bez żadnych ograniczeń. Choć przecież już legalnie palą – przede wszystkim głupa. A ustawa grzęźnie przez to w jałowych sporach. Gdyby niegdysiejsza subkultura morfinistów miała dziś jakikolwiek wpływ na lobbing społeczny to jestem pewien, że ich kolejne miłosierne projekty ustaw pozbawiałyby miliony cierpiących ludzi szans na ulgę dzięki lekom na bazie morfiny.

.

Nie chcę aby ustawa antyaborcyjna była znów zmieniana – nie chcę aby masowo karano za aborcję kobiety – nawet jeśli życie usunęło im się spod nóg, nie chcę aby zmieniać to co przepracowano już w latach poprzednich – choć zdecydowanie chcę żeby wzmocnić wartość konsyliów lekarskich uznających czy dziecko i jego matka będą naprawdę cierpieć czy nie.

A przede wszystkim nie chcę aby aborcję uznać za coś dobrego i normalnego bo taką nie jest – ani dla dziecka, ani dla matki, ani dla cywilizacji ani dla społeczeństwa. Jeśli więc coś trzeba z ustawą zrobić to na pewno nie liberalizować – choć nie jestem pewien czy trzeba ją aż tak drastycznie zaostrzać.

 

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo