O tak zwanym "gabinecie cieni" który objawiła światu Platforma Obywatelska nie ma sensu gadać. Po pierwsze dlatego że PO nie dysponuje dziś już profesjonalnymi kadrami zarządzającymi i może zaoferować jedynie usługi swoich partyjnych aktywistów, po drugie dlatego że "gabinet cieni" na trzy lata przed wyborami to - delikatnie mówiąc - mało wiarygodna inicjatywa (warto zerknąć choćby ilu członków "gabinetu cieni" PO z roku 2006 było później ministrami w rządzie Tuska ) , po trzecie wreszcie - pomijając wszystko inne - trudno poważnie traktować ofertę "kontrolerów" w ramienia PO którzy by mieli pilnować racjonalnego wydawania publicznych pieniędzy i merytorycznych nominacji na publiczne posady.
Ale nie o to przeciez chodziło Platformie Obywatelskiej żeby składać społeczeństwu jakąś ofertę - bo takiej oferty dziś po prostu nie ma! I wszyscy zresztą, łacznie chyba z jej wyborcami, doskonale o tym wiedzą. PO jest w odwrocie personalnym i przetrwanie może jej zapewnić wylącznie głośna kontestacja rządu - na poważne oferty nie ma dziś po prostu potencjału.
Celem było coś zupełnie innego - ogłoszenie "gabinetu cieni" miało medialnie przykryć dyskusję na temat bilansu rządu po pierwszym roku
urzędowania. Pojawia się tu zresztą dość zabawna refleksja - bo skoro rok "dobrej zmiany" był tak gigantyczną katastrofą państwa, jak to od miesięcy opisują politycy i publicysci związani z Platformą, to naprawdę aż się prosi żeby o podsumowaniu rządu Beaty Szydło gadać jak najdłużej - podobnie jak to robiono z tematem Trybunału Konstytucyjnego czy projektu ustawy antyaborcyjnej. Tymczasem dzieje się coś odwrotnego - w tym samym czasie kiedy rządowi "strzela" rok i można wypunktować bezlitośnie wszystkie głoszone wcześniej zarzuty to największa partia opozycyjna próbuje uciąć dyskusję proponując swój temat.
.
Przy czym - jak zaznaczyłem na początku - może warto by było pogadać o "gabinecie cieni" gdyby PO zaproponowała w nim osobistości które mają coś do powiedzenia, ale ... no co ja będę strzępił język: Ewa Kopacz - zastępca "gc", Michał Szczerba - polityka senioralna, Dorota Niedziela - rolnctwo, Arkadiusz Marchewka - cyfryzacja, Zdzisław Gawlik - energia, Borys Budka - sprawy wewnętrzne. Przecież to jest kabaret.
Bez wątpienia Platformie nie chodziło zatem o to żeby coś społeczeństwu zaproponować - bo ta propozycja jest po prostu niewiarygodna do bólu, moim zdaniem głównym celem było przykrycie dyskusji o dwunastu miesiącach pracy rządu: programie 500+, odliczaniu zalesienia kraju od opłat klimatycznych, zablokowaniu wyłudzeń VAT w rynku paliwowym czy modernizacji polskiej armii i wykorzystaniu - chyba pierwszy raz w historii niemal wszystkich środków budżetowych na dozbrojenie i reorganizację wojska czy kilku innych projektach - choćby "odchudzenia" pensji i odpraw w spółkach publicznych, przekopie Mierzei Wiślanej czy projekcie "590".
.
PO niemal wzorcowo zastosowała zalecenia słynnego komunistycznego "spin doktora" Saula Alinskiego, który w 1971 w książce pod tytułem "Rules for radicals" radził jak wykończyć przeciwnika faulując w debacie publicznej:
"Organizator musi hodować w ludzkich sercach negatywne, jadowite uczucia wobec widoku twarzy wroga...Jeżeli organizator zapomni o ważności uosabiania zła, będzie starał się dawać odpowiedzi na cala krytykę na podstawie logiki i argumentów merytorycznych, to jego działanie zakończy się niepowodzeniem."
.
Można zatem zrozumieć dlaczego w tym samym czasie kiedy okazja sprzyja do dyskusji o bilansie rządu, największa partia opozycyjna proponuje żeby dyskutować o sobie i propozycji swoich aktywistów do krytyki rządu. Ale trudno sobie naprawdę wyobrazić lepszą recenzję dobrej zmiany ostanich dwunastu miesięcy. Tym bardziej że PiS - a bez wątpienia rząd - bardzo szybko zdołał się odpępowić od dogmatu rozliczania dawnej władzy i zaczął proponować realne rządzenie i realne reformy. PO po prostu zaczęła zostawać daleko w tyle.