waw75 waw75
931
BLOG

Cool-tura i sztuka

waw75 waw75 Teatr Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Pierwotnie tytuł tego tekstu brzmiał oczywiście „Kultura i sztuka”, ale sam byłem zdziwiony jak dziwnie i archaicznie on zabrzmiał. Niegdyś oba te wyrazy wypowiadało się nierozłącznie na jednym wydechu. Dziś byłby to niemal oksymoron. Sztuka nie ma już kompletnie nic wspólnego ani z estetyką ani tym bardziej z kulturą. Wręcz przeciwnie – wyrasta dziś czasem z czystego pospolitego chamstwa i prostactwa. Sztuka ma mieć emocjonalny i oryginalny przekaz. Nieważne – mądry czy głupi, prostacki czy inteligentny, chamski czy kulturalny. Ma mieć jakiś przekaz. Jakiś – resztę na bieżąco wymyślą krytycy, feministki, politycy, aktywiści jakiegoś ruchu – w zależności od potrzeb. Ma być cool. Kultura nie ma z tym nic wspólnego.

.

Przekonują nas o tym zresztą tzw ludzie sztuki, argumentując to prawem do wolności twórczej ekspresji. Niestety szokowanie obscenicznością i prostactwem przestaje być oryginalne. To że ktoś pobluzga publicznie jak żul spod budki też przestało się już podobać. Sprzedaje się jeszcze porno. Publisia nowomodnych snobów jeszcze jako tako dopisze na taki spektakl - na peep show trochę obciach ale do teatru to szacun. Ale pornografia „na niby” i chamski język też zaczną być nudne. Każda ostrość z czasem się tępi, szczególnie kiedy nie przenosi żadnej treści.

Pozostaje więc szyderstwo, rechot i chamska drwina z treści których się nie rozumie. Stąd takie zjawiska jak „Golgota piknik” czy „Klątwa”.

.

Można sobie próbować wyobrazić, że scenopisy tego typu przedstawień są w przestrzeni publicznej jakąś formą dialogu z ludźmi wierzącymi. Dialogu sprowadzonego jednakowoż do poziomu mentalnego Rodriga Garcii czy Olivera Frljicza. Że miało to być ich spojrzenie na pewne patologie jakie występują na obrzeżach wyznawania wiary. Być może na temat faktycznego i realnego problemu dewocji, być może na temat braku uniwersalizmu jakichś dogmatów wiary we współczesnym społeczeństwie.

Ale cóż z tego, kiedy ów dialog został zainicjowany tak prostackim językiem przekazu i prezentuje tak przygnębiająco niski poziom intelektualny, że po prostu nie ma szans zostać nawiązany. Co gorsza odsłonił nieprawdopodobną przepaść w poziomie mentalnym jaka - jak się okazało - dzieli współczesnych lewicowych – wielkomiejskich ateistów, celebrujących swoją twórczość, od poziomu intelektualnego ludzi będących w stanie rozumieć – lub choćby uszanować - istotę wiary. Bo do rozumienia wiary potrzeba intelektu, rozumienia, inteligencji czy uczciwości. Trudno się więc pozbyć wrażenia, że za definiowanie patologii w wyznawaniu wiary chwytają się twórcy którzy nie tylko nie mają bladego pojęcia o dogmatach religijnych ale co gorsza, nie są w stanie ogarnąć intelektualnie istoty wiary ani jej humanistycznej funkcji w życiu.

.

Wystawienie jakiegoś pojedynczego kiepskiego spektaklu nie jest oczywiście żadnym społecznym problemem, natomiast rezonans jaki temu towarzyszy w debacie publicznej wyraźnie pokazuje, że jakiś konflikt w skali społecznej istnieje. Transformacja społeczna lat 90-tych (nie tylko w Polsce, ale także choćby w Hiszpanii czy na Bałkanach) a przede wszystkim postępująca specjalizacja w wielu zawodach doprowadziła do zjawiska o którym już w 1998 roku pisał na łamach „Życia” profesor Henryk Domański. I wydaje się że popularność takich przedstawień, czy szerzej – takiego nurtu w polskim teatrze, jest dziś odpowiedzią na pytanie, kto wówczas, w owej socjologicznej dyskusji w końcu lat 90-tych miał rację. Społeczeństwo transformacji to w istocie ogromny popyt na specjalistów w wąskich dziedzinach. Ludzi często naprawdę znakomitych w swoich wąskich dziedzinach, ambitnych i osiągających znakomite wyniki finansowe a co za tym idzie także wysoki status społeczny - pozwalający im w szybkim tempie zajmować istotną rolę w swoich społecznościach. Ale to proces czysto komercyjny, rynkowy, finansowy. Za tym gigantycznym awansem nie nadąża rozwój humanistyczny, kindersztuba, wyrobienie kulturalne czy wręcz rozwój mentalny. Mówiąc wprost ci ludzie chodzą dziś do teatrów żeby zobaczyć to co „kręciło” ich rodziców za budą remizy po sobotniej zabawie. Płacą i wymagają – niby wszystko w porządku wszak światem rządzi dziś rynek. Wymagają jednak oferty dostosowanej do bardzo niskiego poziomu swojej percepcji. To już elita finansowa kształtująca popyt – także na ofertę kulturalną. Ale jeszcze nie inteligencja. Stąd też tak absurdalna rozpadlina między poziomem dialogu jaki prezentują przedstawienia typu „Klątwa” a ogólnie przyjętym poziomem kulturalnej debaty na poważne tematy. Widać musi minąć jeszcze więcej czasu na to żeby za awansem finansowym i zawodowym w wielkomiejskich środowiskach podążyło coś więcej niż snobizm i konsumpcja.

.

Czy mnie jako katolika takie spektakle obrażają? Trudne pytanie. Z jednej strony przyjmuję tu odpowiedź z jednego z wierszy Witkacego: „kto się za ten wiersz obraża – ten się sam za gówniarza uważa”. Innymi słowy taka „cool-tura” mierzy zbyt nisko żebym poczuł się nią urażony. Z drugiej jednak strony choć nikt na tej scenie nie szydzi przecież ze mnie to szyderstwo i poniżanie jest tam kierowane wobec męki Chrystusa czy papieża Jana Pawła II. Dla mnie jako człowieka wierzącego to bardzo przykre, bo Chrystus jest dla mnie kimś żywym, i kimś bardzo bliskim, a jednocześnie Istotą aksjomatycznie dobrą – zasługująca na szacunek. I tu – jak sądzę – dotykamy sedna problemu, jakim jest to, że sympatycy tego typu przedstawień jak „Klątwa” czy „Golgota piknik” nie są intelektualnie w stanie tego faktu ogarnąć. Czasem mam cierpliwość żeby to spokojne tolerować, czasem natomiast cierpliwości mi brak i przypominają mi się słowa głównego bohatera serialu „Daleko o szosy” że :„jak się ma przed sobą taką sztukę to trudno zachować kulturę”.

.

Skłaniam się jednak do tego aby ten głos artystów i ich publiczności traktować jako poważną propozycję dialogu. Nie o wierze czy religii bo o tym, jak sądzę, pogadać nie ma realnie żadnych szans, ale o uniwersalnym temacie wzajemnego szacunku wobec ludzi i wartości które są dla nas ważne. Jeśli moja wiara i jej symbole nie mają prawa do szacunku i muszę się zgodzić z tym że ten szacunek będzie im publicznie odbierany, to uzurpuję sobie prawo do pewnej równowagi. Jeśli dla kogoś najważniejsza w życiu jest forsa to nie widzę powodu abym miał jego potrzeby uszanować. Odbieramy prawo do publicznego szacunku dla religii – odbieramy publiczną kasę za takie przedstawienia. Niech każdy straci to co uważa za ważne w publicznej przestrzeni. Myślę że tylko w ten sposób mamy szansę się porozumieć.

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura