waw75 waw75
618
BLOG

Nie było, nie ma i nigdy nie będzie „Europy jednej prędkości”

waw75 waw75 UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Na naszych oczach dewaluuje się jedno z najsłynniejszych i najbardziej pustych haseł współczesnej polityki międzynarodowej: Europa jednej prędkości. Hasła tyleż samo błyskotliwego i obrazowego co pustego i wirtualnego. Nie ma bowiem w Unii Europejskiej jednej prędkości rozwoju państw członkowskich – nie ma i nigdy nie było, bo w realnej rzeczywistości to konstrukcja utopijna. A w wymiarze propagandowym hasło to przestało być opłacalne

.

W dużym uproszczeniu idea ta miała polegać oczywiście na tym, że ci którzy „jadą” szybciej zaczekają na tych którzy „jadą” wolniej, pociągną ich, dofinansują i wszyscy będą się poruszać razem. Wystarczy jednak spojrzeć na jakiekolwiek statystyki, choćby Eurostatu, żeby się przekonać że wspólna prędkość wszystkich państw wspólnoty nigdy nie była rzeczywistością realną. Jak bowiem porównać tempo „jazdy” ponad osiemdziesięciomilionowych Niemiec z siedemnastoma państwami Unii, których liczba mieszkańców jest mniejsza niż 10 milionów ludzi lub bardzo nieznacznie tą liczbę przekracza? Jak zrównać tempo tych gospodarek nawet jeśli wpompujemy w nie miliardy euro? Jak zrównać potencjały rynków?

Według badań Eurostatu w 2012 roku pięć największych państw Wspólnoty (wówczas jeszcze licząc wraz z Wielką Brytanią) generowało wspólnie aż 71% PKB całej Unii.

Patrząc od drugiej strony – 23 państwa wspólnoty wkładały do wspólnego bogactwa tylko 29%. W biznesie nie ma hasła „jeden za wszystkich – wszyscy za jednego” a już z pewnością nie istnieje ono w sytuacji tak druzgocących różnic wśród udziałowców. Zasada ta istniała zatem w sferze ideologicznej ale cała ideologiczna konstrukcja waliła się jak domek z kart przy okazji niemal każdego sporu o realne interesy największej piątki. Przez ostatnie lata udało się zasadę solidarności unijnej skutecznie obchodzić dzięki wzmocnieniu Komisji Europejskiej ale ta fikcja nie mogła trwać wiecznie.

Pod każdym innym względem zresztą – począwszy od liczby ludności poszczególnych krajów, przez wysokości wynagrodzenia, wartość konsumpcji po strukturę PNB do PKB – jasne jest że nawet wspólna waluta całej dwudziestki ósemki, a za chwilę dwudziestki siódemki, nie zaczaruje żadnej wspólnej prędkości.

.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że teoretyczną istotą tej konstrukcji było wspomaganie słabszych i samoograniczenie silniejszych aby nie powiększać dystansu.

Nagrodą było bezpieczeństwo wszystkich uczestników i wspólny rynek wymiary towarów. W rzeczywistości jednak żaden taki mechanizm nie istniał i istnieć nie mógł – czego najlepszym przykładem jest choćby postawa Niemiec w sprawie gazociągu Nord Stream i planom budowy Nord Stream II. Czy to jakaś spiskowa teoria dziejów? Ależ nie – czysta różnica interesów, która pokazuje że silniejsi od lat na słabszych nie czekają. Jeśli dla ponad 80 milionów Niemców, wspólny interes energetyczny w Rosjanami jest korzystny i opłacalny to z czasem mało kto się przejmuje że dla 40 milionów Polaków będzie to oznaczało utratę nie tylko pieniędzy ale też bezpieczeństwa i pozycji politycznej w regionie.

.

Jedna prędkość Europy była i jest ideą wirtualną, choć jej manifestacyjne odrzucenie na pewno będzie odczuwalne – nikt nie będzie już dbał o pozory.

Nie wiem tylko jak informację o tym przyjmą setki tysięcy niemieckich, francuskich czy włoskich przedsiębiorców którzy dzięki owym zasadom „wspólnej prędkości” robili od ponad dekady interesy w państwach nowej Unii. „Dwie prędkości” zadziałają bowiem w dwie strony – choćby w kwestii odejścia od wspólnych zasad opodatkowania handlu.

Tak długo jak unijna „drobnica” nie zdoła stworzyć żadnych koalicji, zasada wspólnej prędkości dla wzmocnienia Unii będzie fikcją – używaną wyłącznie do poprawnej demagogii. I jeśli zasada „wspólnej prędkości” w ogóle była kiedykolwiek możliwa to tylko poprzez sojusze unijnego „planktonu” - takie jak choćby grupa wyszehradzka czy niegdyś wschodnioeuropejski blok energetyczny. Tylko to dawało możliwość stworzenia z unijnymi gigantami partnerstwa o zbliżonej prędkości. Jednak żeby to osiągnąć najpierw trzeba by rozbić dyktat panującej czwórki w Komisji Europejskiej czy Radzie Europejskiej, gdzie funkcje wiodące piastują wyłącznie ludzie lojalni wobec czterech najsilniejszych graczy. O to przecież idzie gra w przypadku obrony Donalda Tuska czy Jean Claude`a Junckera. Dlaczego kontrkandydaci są bez szans? - bo zmiana wymusiłaby  na wiodącej czwórce konieczność rzeczywistego respektowania partnerstwa i unijnej jedności – w możliwym wówczas realnie wspólnym tempie rozwoju.

http://euro-dane.com.pl/wydarzenia-gospodarcze-428

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka