waw75 waw75
348
BLOG

Silne państwo to twardsza konkurencja

waw75 waw75 UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Podłożem wielu obecnych konfliktów na forum Unii Europejskiej jest to, że staliśmy się jej istotnym i konkurencyjnym podmiotem, a nasze interesy zaczęły być  konkurencyjne wobec interesów dużych państw „starej Unii”. Czy to efekt naszej niezdrowej doktryny politycznej, czy oznacza że formuła Unii Europejskiej się nie sprawdziła czy też może raczej, że w nieunikniony sposób casus Polski stał się realnym „sprawdzam” dla fasadowości głoszonych dotychczas w Unii haseł i deklaracji.

.

Polska nie jest oczywiście lokomotywą unijnej machiny, nie popadajmy w megalomanię, natomiast nasz potencjał gospodarczy i handlowy to na tyle istotny składnik rynkowy w niektórych sektorach (na przykład w transporcie drogowym, rolnictwie czy handlu spożywczym), że z czasem musiało się pojawić pytanie czy Polska jest ważnym przedmiotem czy też raczej ważnym podmiotem unijnej struktury. A to niesie konsekwencje.

.

Wystarczy spojrzeć na potencjał społeczny Polski która jako kraj z 38,5 milionami obywateli ma bardzo istotny i coraz bardziej konkurencyjny potencjał rynkowy, produkcyjny czy konsumencki dla Hiszpanii (46,2 mln), Włoch (60,82 mln) czy Francji (65,33 mln) a nawet sąsiednich znacznie od nas większych Niemiec (81,8 mln). Co więcej – po wyjściu ze Wspólnoty Wielkiej Brytanii (prawie 63 mln) udział potencjału Polski w całej strukturze wzrasta. Następna po nas jest Rumunia która ma niemal dwa razy mniejszą liczbę mieszkańców (21,3 mln) a kolejna Holandia to przy nas „malota” (16,75 mln). Te liczby pokazują skalę potencjału, bo oczywiście biorąc pod uwagę wartość PKB czy przede wszystkim udział PKB per capita na głowę mieszkańca to widać jak na dłoni, że – posługując się biblijną obrazowością – kiepsko mnożymy nasze talenty. A mówiąc wprost liczba mieszkańców Polski nie przekłada się na wynik PKB w takich samych proporcjach jak u naszych , często znacznie mniejszych, unijnych partnerów. Tak czy owak wielkość Polski powoduje że liczbowo wartość PKB będzie rosła szybciej niż u mniejszych państw a wraz ze wzrostem naszego PKB nasze konflikty na forum unijnym nie będą zanikały – wręcz przeciwnie – będą coraz ostrzejsze.


Nic też dziwnego, że są kwestie w których mówimy jednym , twardym głosem z dużo od nas mniejszymi państwami a są płaszczyzny aspiracji czy interesów w których państwa te nigdy nas nie poprą. I to naturalne. Właśnie dlatego że 38-milionowa Polska ma w niektórych płaszczyznach inne aspiracje i atuty niż choćby dziesięciomilionowe Węgry albo Czechy czy pięć i półmilionowa Słowacja. Ale Czy to oznacza że „czwórka wyszehradzka” nie ma znaczenia? Oczywiście że ma ogromne znaczenie i jest dla nas niezwykle ważnym atutem na unijnej scenie. Ale w niektórych kwestiach – szczególnie gospodarczych będziemy mieli inne recepty. To oczywiste.

.

Co najmniej od półtorej dekady trwa proces transformacji kraju. Wolniej czy szybciej ale Polska się wciąż rozwija i w pewnym momencie pewna granica naszej podmiotowości została przekroczona. I to żadna spiskowa teoria – najprostszy mechanizm. Wyobraźmy sobie rodzinę która tonie w biedzie. A potem bogatego filantropa który proponuje pomoc – powiedzmy parę groszy za posprzątanie mieszkania. Rodzina więc owe grosze ciuła – za to spłacając długi, remontując swoje mieszkanie, kształcąc dzieci, rozkręcając własny potencjał. Dzięki pomocy filantropa w rodzinie rusza proces i w pewnym momencie dochodzi do granicy od której owa rodzina zaczyna dyktować cenę, chce skończyć z kiepsko płatną pracą za sprzątanie, chce założyć własny biznes i przeprowadzić się do bardziej komfortowego domu. Po prostu zaczyna mieć swoje plany, ambicje, wymagania. Zaczyna stawiać warunki bo ma już inne perspektywy. Filantrop zaś staje przed kłopotem straty taniej sprzątaczki bo biedna dotychczas rodzina zaczyna oferować droższe i wyspecjalizowane usługi w innych branżach. Co gorsza także na przykład w branży którą ów filantrop się dotychczas zawodowo zajmował.

To naturalny proces – nie żaden nacjonalizm, nie wypowiedzenie wojny ani niewdzięczność. To właśnie efekty tej drogi jaką przeszliśmy od maja 2004 roku.

.

Problem polityki poprzedniej władzy polegał właśnie na tym, że dzięki ogromnym pieniądzom z unijnego budżetu od 2008 roku potencjał Polski znacznie wzrósł – i nie da się zakwestionować że PO (przy okazji drenując kasę państwa poza granice przyzwoitości i przejmując wszystkie możliwe poziomy władzy i mediów) także do wzrostu owego potencjału Polski – choćby poprzez poprawę infrastruktury bardzo się przyczyniła. Tyle tylko że ekipa Platformy doktrynalnie wręcz przyjęła zasadę że owa poprawa naszego potencjału nie oznacza jednocześnie zmiany naszych ambicji, aspiracji czy referowania naszych interesów. Tu tkwił ten brakujący element – kluczowy dla rozwoju państwa. Czy PiS – wdrażając procesy repolonizacji banków czy mediów wykazuje się jakąś nacjonalistyczną, niezdrową optyką? Nie – po prostu zabiegi te są dziś nieuniknione, są naturalną koleją rzeczy na drodze rozwoju państwa.. Poprzednia władza zdawała się ten fakt dogmatycznie wręcz negować.


Zresztą jeśli na spokojnie poukładamy retorykę obu stron sporu to mamy dwie oferty: pierwsza to oferta korzyści z powodu osobistych dobrych relacji towarzyskich polityków PO – rzecz jasna bez żadnych konkretnych przykładów poza tymi korzyściami które Polsce przypadły z algorytmów traktatowych, natomiast po drugiej stronie mamy ofertę braku sympatii ale usankcjonowania tego że się rozwijamy i nasze interesy są ważne nawet jeśli kolidują z interesami większych graczy. I tu na szali mamy już włączenie nasadzeń leśnych w obniżki opłat za CO2 , kontyngent NATO przy wschodniej granicy czy wycofanie się KE z przyznania Rosji 85% przesyłu gazu nitka OPAL. Doktryna „ubogiej panny” której wypada się jedynie miło uśmiechać mógł – przy odrobinie kolonialnej pragmatyki – być zasadny jeszcze dziesięć lat temu, dziś takie zalecenia po prostu skompromitowałyby ich autora. Coś się bowiem zmieniło i jeśli się tego nie dostrzega to się przegrywa wybory – i całkiem słusznie.

.

Znakomitym przykładem na ten mechanizm jest sytuacja na rynku rynku medialnym w Polsce. Kapitał zagraniczny w polskich mediach nie był przecież niczym złym w latach 90-tych cz nawet pierwszej połowie lat dwutysięcznych. Co więcej – zaraz po przełomie politycznym dawał gwarancję niezależności mediów od kagańca komunistycznych układów. Dwadzieścia lat temu Mark Dekan zostałby uznany za „wujka – dobra rada” - dziś jest jednak głosicielem konkurencyjnego lobbingu z którym nam zdecydowanie nie po drodze. Panta rei. Warto być przyzwoitym a jednocześnie iść z duchem czasu.


.




waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka